poniedziałek, 14 listopada 2011

Burhaniye.

Przedwczoraj wyjechaliśmy w końcu z Istanbułu, równie głośnego jak olbrzymiego i niesamowitego miasta. (szczerze mówiąc przed chwilą napisałam tekst, wrzuciłam foty i wszytko i net siadł aaaaaaaaaaaa i teraz wszytko od nowa) Wsiedliśmy do busa, na jakim dworcu nie wiemy, bo padało, było ciemno, a dookoła pełno Turków podróżników, pośród nich my z miną jak zwykle lekko zagubionych i hmmmm co się dzieje?! Autobus marki Metro, bardzo przyjemny: tivik w fotelu...niestety wszytkie filmy i programy po turecku....entuzjazm opadł...ale i tak oglądaliśmy:)...steward rozdaje napoje, ciacha, mówi nawet jakby po angielsku, ale pilnuje też żeby buty pozostały na swoim miejscu, czyli na stopach, nawet w 10-godz podróży?!
No więc jedziemy, jemy ciacha, za nami siedzi słowami Maćka-Buka, czyli kobieta w burce, gadamy a tu nagle krzyk/ryk, wielkie roaaachhhh, cały bus podnosi głowy i myśli - co to?!?! Tomek myśli i mówi-może ktoś komuś umarl?!...:)-stąd ten odgłos. Po chwili dochodzi do nas, że jedzie z nami jakiś pan, który później już regularnie, przez całą noc wydawał z siebie ten wrzask, a jego żona siedząca obok uciszała i uspakajała go....ciii....Ja śpie zawsze i wszędzie i nic nie jest w stanie mnie dobudzić, jemu się kilka razy udało....chłopaki natomiast w ogóle nie spały, może po 30 minut między tymi jękami. Tak nam mineła 8 godzinna podróż. W końcu dojechaliśmy, wysiadamy z busa, na pożegnanie jeszcze jedno roachhh jak już jesteśmy poza busem no i ironiczny śmiech stewarda, chyba chodzi mu o to że wysiadamy w takiej dupie. Jest 7.00 rano i psy poważnie szczekają dupami, wieje jak cholera, gdzie my jesteśmy i gdzie jest nasz host?! i czy w ogóle jest. Piszę do niego z lekkim lękiem, bo jak mówie jest 7.00 rano, sobota, wszyscy śpią, ja bym spałam on pewnie też spi, ale jeden sms, kilka sygnałów i jest żyje i nawet po nas przyjedzie! Tylko czym, bo jedyne co tutaj jeździ to jakieś traktory, konie i inne dziwne pojazdy.
Po chwili zjawia sie super człowiek w normalnym samochodzie-uratowani MY!:)
Tolga mieszka tutaj tymczasowo z dwoma psami, mama wyjechała więc się nimi zajmuje i przyjmuje non stop ludzi z cs, żeby sie nie nudzić- my jesteśmy już chyba 8 ekipą:)
Pierwszy dzień tutaj spędzamy spacerując z psem po wsi.




Wieczorem impreza, Tolga jest super.
Następnego dnia wstajemy wcześnie i idziemy do pobliskiej wsi, 25 km stąd....dzień wcześniej jak to planowaliśmy to wyobrażałam sobie to tak....spacer plażą, słońce świeci, wieje lekki wiaterek...
Realia...idziemy turecką autostradą, wieje.....porywisty wiatr...to mało powiedziane, ale nie będę ku...brak widoków...10 km wciąż idziemy....tyle że wiatr nas pcha, a nie jakto biednemu wieje w oczy.


 Maciek foto.
 Maciek foto.  
http://www.youtube.com/watch?v=r4p8qxGbpOk - piosenka która siedziała mi wtedy w głowie.

W końcu dość- złapmy coś. Minivan staje i jedziemy w piątke! Dzięki temu chwilę później jesteśmy w Ayvalik, jemy pyszny obiad, jedziemy na pobliską wyspę. No super dzień z naszym przewodnikiem Tolgą:)





   Maciek foto.
   Maciek foto.
   Maciek foto.
   Maciek foto.
   Maciek foto.
    Maciek foto. Tomek na pierwszej stopowej pace.
   Maciek foto.
   Maciek foto.
   Maciek foto. Foto dla M.:)  
   Maciek foto.
   Maciek foto.
   Maciek foto.

    Maciek foto. Wiałoooooo.
   Maciek foto.
 Maciek foto.
Wiatr wciąż wieje mega mocno...robi się ciemno, dom daleko....ale jeden stop, wymarznięcie na stacji benzynowej...gdzieś tam...2 busy i jesteśmy w domu. Jemy kolacje w całkowitej ciszy, każdy poprostu jest martwy. Aaaa zapomniałam dodać, że Tolga jest przefajny, ale jego dom nie ma ogrzewania, ani opcji-ciepła woda, także nie ma tak że się ogrzejemy pod gorącym prysznicem, czy coś....
Pomimo tego wciąz uważam, że idzie nam wszytko tak łatwo i przyjemnie, że aż ciężko w to uwierzyć, z hosta na hosta trafiamy na coraz to fajniejsze osoby!
Dziś przez to, że wczoraj przeszliśmy z 15 km, pomysł oglądania kamieni w Pergamonie umarł. W zamian poszliśmy znowu przejść sie po wietrznej wsi, coś zjeść- też fajnie i chyba każdy z nas lubi takie dni.
Bejb dzięki za ciepły prezent- dziś zdecydowanie uratował mi stopy.
Jutro rano wychodzimy znowu na wiatr(...kiedyś tak bardzo lubiłam wiatr....) jedziemy do Foca, pojutrze do Selcuk, później się zobaczy. Tylko dlaczego jest tak zimno?!taaa wiem jest listopad. Właśnie siedzimy w kuchni, pijemy chyba 15 herbatę dziś przepijaną winem, o prysznicu można zapomnieć, bo jak mówiłam z kranu leci mróz, może te 3 kołdry pod którymi śpimy nas ogrzeją:))
Niech już będą Indie, gdzie będziemy mogli narzekać, aaaa czemu jest tak gorąco?!:)))))
Ogólnie Burhaniye bbbb ładne, życie tutaj płynie bardzo spokojnie i powoli, kilka lokalnych gra w jakieś gry po knajpach, plaże piękne i puste, dookołą góry, mały port-mały raj.
Ale to jeszcze nie ten raj, bez ludzi, netu, kontaktu ze światem, którego szukam.....

1 komentarz: