piątek, 25 listopada 2011

Przybyli do Kapadocji, krainy prosto z bajki.

Kolejne, ale już prawie ostatnie ciężkie dni w tureckim klimacie za nami.
Specyficzna ta Turcja. Przez miesiąc pobytu tutaj doznaliśmy wielu wrażeń, często ciężkich do zaakceptowania bez silnej dawki wyparcia, ale przedewszytkim otrzymaliśmy bardzo dużą dawkę gościnności. Można dużo powiedzieć o tym kraju i ludziach, że głośny, ze nachalny, że często dla nas niezrozumiały, ale nie można powiedzieć że ludzie nie są gościnni. Na każdym kroku, w każdym domu byliśmy traktowani po królewsku, każda napotkana osoba była poprostu serdeczna, zawsze byliśmy karmieni, często oprowadzani po mieście i zawsze czuliśmy się mile widziani. To jest niesamowite bo zazwyczaj ludzie mają tutaj mało, a starają się zawsze ugościć turystów jak najlepiej się da.. Dbali o nasz wypoczynek jak i o atrakcje. Kraj jest bardzo ładny, nieważne czy to duże miasto, czy wybrzeże z górami i morzem w tle, czy środek Turcji z pustynnym widokiem-wszędzie jest malowniczo. Komunikacja czy to stopem, czy busem jest prosta, (przed nami jeszcze pociąg-zobaczymy co zaoferuje) stosunkowo niedroga. Wszystko na plus, o ile akceptuję się tutejsze zwyczaje zagadywania turystów na każdym kroku, o byle pierdołe w języku niezrozumiałym.

W Kas, jak pisałam było bardzo dobrze, bo slonecznie, treking, plażowanie, zachód slońca-wszytko zaliczone:)


 Radosny Maciek, bo jem to czekoladowe i jest zachód słońca:))
 Salon w którym spaliśmy w Kas. Hajati mieszka tam 2 miesiące i wciąz czeka na meble, ale flaga musi być.
Tak wyjechałam z Kas do Antali.
Antalya, wiadomo turystyczne miasto, stare miasto bardzo ładne, ale zawalone skórami, torbami, butami, suvenirami, naganiaczami. Spędziliśmy tam....jakby to ująć 2 ciekawe dni...bo host był dość ciekawy....nie mówił NIC po ang, udawał włocha, a był turkiem...chodził z balkonikiem, bo spadł z baru tańcząc na nim, mial ponad 40 lat, otaczal sie kolegami w wieku 20 kilka lat, którzy byli naszymi tlumaczami, wziął nas na belly dancer do jakiegos mega dziwnego lokalu, tak z resztą spędziliśmy wczorajszą noc, były tancerki, były tańce, dziwne przekąski bo owocowe-pod wódke?! no było dziwnie ale kulturowo ciekawie...no i Alberto bardzo zależalo żeby nas tam zabrać. Woził nas w ogóle swoim samochodem wszędzie, nas i innych znajomych co dawalo w samochodzie czasami totalną liczbe osób-7, ale policja niby no problem...Mieszkala z nim też jakaś dziwna męska gosposia, która witała nas włączoną pralą jak wracaliśmy w nocy po imprezie i przykrywała na dobranoc stertą kocy...byliśmy też na koncercie rokowym- to akurat fajne było...no działo się dużo, aż niesamowite że tyle może się wydarzyć w ciągu dwóch dni. Sama nie wiem czy to wszytko zakodowałam.
Także obecnie jesteśmy totalnie wypruci z energi.
Dziś rano wsiedliśmy w busa do Kapadocji, 11 godzin suchego powietrza w tym pojeździe, lekko dający ludzie, Avatar bez głosu, bo po turecku, zobaczony razy 3...ale jesteśmy! Więc dla mnie ta droga skladała się ze spania, Avatara, no i pycha puszków...:)) żeby za bardzo nie myśleć ile jeszcze i jak niewygodnie.
Teraz żyjemy na bogato, miesiąc spania po ludziach, kończenia każdego dnia wielką niewiadomą na kogo dziś trafimy i czy będzie łóżko i ciepła woda.....chyba zasłuzylismy na extra hostel, pokój jest jakby w jaskini, jest też ciepło i jest ciepła woda i latem nawet basen, teraz jest listopad więc basen pusty, bo jest super zimno, para z ust i przymrozek....rano w antali bylo 20 stopni! więc lekki szok. Ale jak tu wjechaliśmy busem to był to wjazd jak do miasteczka w bajki, domki w skale, góry wszytko pięknie oświetlone, myśle ze rano będzie mega widok. Mieszkamy w totalnym centum, w parku narodowym w Kapadocji, Goreme, i to że w kożcu nie jesteśmy od nikogo zależni, mamy swój świety spokój, swoje łóżka...już nie pamiętam kiedy spałam ostatnio w łóżku i to sama!:), może z 2 tyg temu...jest net i wszytko- jest super i myśle śe zostanimy tu do wtorku:))))
Także huraaa i jest mi bardzo dobrze, bo na prawdę 2 ost dni mnie zmęczyły psychicznie i to mocno, tak samo jak ost miesiąc mieszkania u kogoś...czas odpocząć. Później pozwiedzać, znowu odpocząc:) żeby później wsiąść w pociąg na 20 godz do Istanbulu, a później w samolot 10 godz do wymarzonych Indii!:)))

Kolejne 741 km, z tego prawie 600 busem, reszta 2 stopami, co daje totalną liczbe stopów-31 i jakieś 4300 km za nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz