czwartek, 8 grudnia 2011

W podróżowaniu fascynujące jest samo podróżowanie.


Moje pierwsze spotkanie z Indiami nastąpiło już kilka dni temu. Czas pędzi niesamowicie szybko w naszej podróży, ale to pewnie dlatego że każdy dzień, nawet taki spędzony teoretycznie na niczym jest fascynujący bo w końcu robimy to nic w Dehli! Z każdym dniem wiem że ta podróż ma sens i jest możliwa, ba że więcej niż wszystko jest możliwe- nie wiem skąd to przekonanie, ale rośnie we mnie całkiem szybko:) Chyba chodzi o to że tak na prawde nic nie jest trudne do zorganizowania, wszystko układa się samo i działa jak niezawodna maszyna! Czasem trzeba na to czasu i wytrzymałości-ale co jak co, czas mamy, a wytrzymałość też jakoś się znajduję.
Te moje Indie, już wiem że są piękne, piękne inaczej. Samo Dehli rewelacja, kosmos i jazda na każdym kroku, do tego ulice i uliczki, a w nich trzy razy więcej ludzi niż być powinno, pędzące riksze i motoriksze i samochody, ludzie mijają się z krowami i motorami, gdzie często najmniejsza wnęka kryje jakąś głowę sprzedającą cukierki, papieroski biri, zeszyty, kadzidła, perfumy, pamiątki, koraliki i … inne cuda.
Wszystko jak jeden wielki pulsujący, nieomal bezkolizyjnie pędzący organizm. Głośny, kolorowy i brudny, czasem śmierdzący, czasem pachnący kadzidłem. Biedny i bardzo bogaty. W nim, wśród rowerów, ludzi i motorów we wnękach i w drzwiach, stoliki i ławeczki, przy nich ludzie w metalowych misach i kadziach gotują i smażą. Mleko kipi i wykipieć nie może, a z niego pyszne mleczne specjały, które smakują mi najbardziej. 
Ludzie są zdecydowanie bardziej serdeczni, mili i mniej natarczywi niż w Turcji, uśmiechnięci, po prostu ciekawi świata, ciekawi nas i naszego zycia, zagadują nas w metrze, na ulicy w kanjpie-wszędzie!  


Wszystko super, ale dziś nastąpił dzień gdzie wytrzymałość jest potrzebna, bo kupujemy już bilet z Dehli dokąkolwiek 3 dzień!
Okazuje się że tam gdzie chcemy jechać, w ogóle gdziekowliek jechać żeby wyjechać z Dehli, nie ma biletow az do 12.12.-tak mowi internet
za 4 dni!! szok, bo jest ich masa, wiec jaka musi byc masa ludzi, ze nawet pol biletu nie ma?!
Stwierdziliśmy że pójedziemy na dworzec, moze tam sie dowiemy czegoś innego. Chociaż Yogen mówił zabukujcie bilety naprzód...-na przyszlość: sluchać autochtonów!
Dworzec tutaj nie wyglada jak nasz dworzec, tylko jakies miasteczko dworcowe, jak już tam doszliśmy po wykopaliskach zwanych centrum, nie mogliśmy znaleźć kas, samego budynku dworca... info niczego.....zapytaliśmy jakiegoś typa gdzie kupuje sie bilety, powiedział że za rogiem, ale za nim zaszlismy za róg, trafił sie ktos inny z dobra rada, mówiąc nam ze tu sie nie da kupic biletow, ze tylko w agenacjach na mieście sie da...ze on nam wskarze gdzie....i nie wiem czemu sie go posluchaliśmy(?!), trafiliśmy do miejsca gdzie sprzedaja bilety, ale takie same jak my byśmy kupili przez internet, więc stwierdziliśmy że kupimy sami w domu (haha).
W domu okazuje sie ze nie da sie kupic , nie wiem czy to kwestia naszej karty czy czego, dzownilam tam przed chwilą, rozmawiać z nimi przez telef się nie da....ani oni mnie nie rozumieją ani ja ich....znaczy troche sie rozumiemy...ale ciężko jak na ten sam język....
Nie wiem jak sie stąd wydostaniemy....i kiedy....niby goslow, ale juz tu siedzimy kupe czasu, jutro pójdziemy jeszce raz na dworzec, przeciez musi sie dać kupic bilety na dworcu, prawda?!?!
Wszystko tu inne i dziś jakieś ciężkie do zrealizowania, ale wiem że jutro będzie juz inaczej, pozatym przecież nigdzie nam sie nie śpieszy-muszę sobie o tym cały czas przypominać!:)

 Maciek i ja na naszej dzielni:)
 W drodze na stacje metra.

Dotarliśmy: Noida 15.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz