poniedziałek, 19 grudnia 2011

Indie ciąg dalszy...


Wyjechaliśmy z Risikesh, który był fajnym i spokojnym miejscem, o 4.30. Taxowka którą zamówiliśmy przyjechała, pomimo moich obaw, oczywiście z obsuwa ale była. Każde miasto nocą wygląda tutaj super absurdalnie, ktoś sprzedaje naszyjniki z kwiatów na środku ulicy, autobusy jeżdżą bez świateł, ktoś pali ognisko przy drodze, skrzyżowanie jest oznakowane w ten sposób ze w ciemnym miejscu na środku ulicy stoi jakieś takie metalowe jakby niskie rusztowanie….
W Risikesh mieszkaliśmy w Mama’s swiss cottage, nie wiedzieć czemu wszystkie tego typu przybytki maja tam w nazwie swiss…Było miło bo mama nam gotowała, przed naszym pokojem był ogródek ze stolikiem przy którym jedliśmy śniadania, a wokół biegały małpy, była kafejka internetowa, z której raz skorzystałam, (u mamy miało być wifi..ale nie było…)za to kafejka dala mi hasło do wifi- raz skorzystałam ze swoim kompkiem,  poczym nie zmienili hasła(?!), wiec korzystaliśmy już wszyscy w pokoju….była pralka i wszystko czego biały turysta może zapragnąć, czyli organizacja ratingów, busow, taxowek…było wszystko!
Mieszkanie u mamy polecam…zatrzymywało się tam sporo osób nawet na kilka miesięcy…bo akurat przyjechali tam tanio żyć, pomoc gdzieś na wolontariacie, odnaleźć zen, porostu poczilowac.
No ale taxi…zabrało nas na nasz ulubiony, koszmarny dworzec w Hardiwar…pociąg tez jak zwykle obsuwa, ale tylko poł godziny, wiec czekamy…przyjechał. Z zew. zawsze wygląda jak bydłowóz, smród okropny…uryna, krowy, łajno, ludzie = odór milion. Ale wsiadamy, mościmy się, co chwila przechodzi ktoś przez wagon i krzyczy nam d ucha czaj, kawa, samosa, lunch, hipki gumowe, skarpety….ale zasypiamy, podróż mija całkiem szybko jak na 10 godzin.
Lądujemy w Agrze….od razu tysiące riksiarzy rzuca się na nas…patrzymy na mape i jesteśmy 10 km od centrum i tym samym od Taj…zmęczeni milion, pomimo snu jednak jacyś tacy jesteśmy pokrzywieni….wsiadamy w tuk tuka, rzecz jasna po długich negocjacjach za ile….i jedziemy, jest słabo….a przewodnik powiedział nam ze prawdziwemu turyście nie przystoi tu wpadać tylko na jeden dzień i tylko po to żeby zobaczyć Taj…no nie wiem, ale chyba nie jestem rasowym turysta…miasto znowu brudne, znowu głośne, może i ma 20 super atrakcji turystycznych, ale ja chyba mogę spokojnie stad wyjechać i ich nie widzieć….tuk tuk dowozi nas do hotelu który wybraliśmy noc wcześniej w necie….oczywiście ceny inne niż w necie, wiec ide obok, taniej…ale no….robali ani małp w pokoju nie ma….ale nie ma tez tego luksusu który pozwoliłby ci dotknąć ściany, albo bez obrzydzenia postawić plecak na podłodze, nie mowie już o swobodnym położeniu się na łóżku….ale jest tanio i tylko jedna noc- bierzemy….na łóżku rozkładamy karimaty, poduszki ubieramy w swoje „poszewki”- może brzmi to księżniczkowato ale….kiedyś byłam na śmierdzących domkach kolo Gliwic, które były niezłym hardcorem i swoją nazwę dostały nie bez przyczyny- tutaj jest gorzej! Do tego wtedy była impreza i morze różnych napojów- tutaj musimy iść spać na trzeźwo…wciąż nigdzie nie da się kupić nawet mini piwka….Idziemy do knajpy na przeciwko cos zjeść, pycha ryz z jajem do tego jak zwykle lassi, w tle leci jakiś film z kate winslet o tym jak wciągnęła ją jakaś indyjska sekta…ogólnie knajpa fajna i tania, w sam raz na śniadanie jutro….tivik stoi w gablocie jak u babci za szybą, poza tym gablota jest wyposażona w mini sklepik pod tytułem- zestaw przetrwania dla białych, można tu kupić…i wszytko jest ładnie jak na gablotę przystało wystawione….nutele, tache(papier toaletowy), chusteczki higieniczne, jakiś dezynfektor, płyn na komary, faje….najbardziej poszukiwane produkty przez białych turystów;). Posiedzieliśmy dłuższą chwile…film nie az taki fajny żeby zostać do końca…wracamy do domku, który ma podobno super widok na Taj Mahal…hmm no nie wiem….wchodzimy do pokoju…a tu tynk z sufitu odpadł na nasze czyste posłania….maciek odsłania(swoją drogą nie wiem czemu) zasłonkę, a tam same kraty i wybita szyba, nic dziwnego ze jest tak głośno…taaa dziś śpimy jakby na ulicy….nie jest zimno, ale hmm w sumie fajnie byłoby mieć szybę….dobrze ze tylko jedna noc, jutro oglądamy symbol miłości…a później nocny pociąg nocny do Jaipuru, gdzie czeka już na nas 21-letni host, super podekscytowany ze nas ugości…my w zamian mamy dla niego świętą wodę z Gangesu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz