niedziela, 25 grudnia 2011

Jaisalmer

Jaisalmer zdobyliśmy po ciężkiej nocy w busie….najgorszej nocy właściwie jak do tej pory, już dużo tutaj przeszliśmy, bydłowozowe pociągi, śmierdzące pociągi, poranki na dworcowych schodach z kurami, małpami, świniami, krowami, noc na melinie tureckiej, noc w nieogrzewanym domu, łóżku, pokoju…ale ta noc była najgorsza, niby wygodnie bo bus sleeper, czyli na dole jak u nas miejsca siedzące, a na górze zamiast miejsca na bagaże koje, swoją drogą niezły pomysł. Podwójna koja jak na 3 osoby, więc na pierwszy rzut oka wygląda pysznie wygodnie….co prawda bus z zewnątrz, tak jak przypuszczałam….tutejszy pociąg na kółkach i to takich co ledwo się trzymają, kabina kierowcy, brak słów…., szok ze cokolwiek tam działa i ze ten bus jechał…w każdym razie nie było tak źle do jakiejś 24.00 kiedy zaczęła się pustynna nocna zima, okna się nie domykają, a że przy każdej koi po jednym….czułam jakbym jechała na dachu…zimny wiatr hulał jak głupi, miejsca mieliśmy na końcu więc przy każdej dziurze, a jest ich tu więcej niż u nas hop do góry, czasem az pod sufit, czasem tak ze myślisz ze lecisz na dół, czasem tak, że w brzuszku się robi źle. I tak 12 godzin….źle źle źle, może pociągi śmierdzą, może łózka sa twarde, może ludzie w nich chrapią, ale wciąż je wolę od poruszania się po tutejszych drogach, a najgorsze ze droga powrotna stąd na nasz pociąg do Mumbaju też obejmuje bus i też 12 godzin….lalalal, ale póki co nie myślimy o tym bo Jaisalmer jest najładniejszym miejscem w jakim byliśmy do tej pory. Mieszkamy w forcie na pustyni. Dokoła fortu jest reszta miasta, ale stara część mieści się w samym forcie, hotel znowu za 4,50zl jest ślicznie orientalny z prawdziwą restauracją na dachu. Gdzie jest wielka kanapa z widokiem na pustynie. Nie wiem jak nam się udało go znaleźć po tej strasznej nocy, ale ktoś nas gdzieś wziął, wsadził do jeepa, przywiózł tutaj i zadziałało…o dziwo, bo zazwyczaj nie dajemy się prowadzić nikomu za rączkę, najwidoczniej dziś tego potrzebowaliśmy i szczęście chciało że trafiliśmy na kogoś uczciwego.
Ciepłej wody rzecz jasna nie ma…net tez gdzieś za rogiem, a wszystko miało być….ale jest ładnie, wygodnie i mamy swój pokój z przestrzenią na siebie i swoje rzeczy. Może głupia potrzeba, ale ostatni tydzień spędziliśmy w czwórkę na jakiś 2mkw….
Kolację wigilijna zjedliśmy jak przystało na wypasie…czyli Tybetańska knajpa -Free Tibet-na dachu jakiegoś domku z widokiem na pustynie….karta jak zwykle zawalona rzeczami o których nie mamy pojęcia, ale że dziś szczęście nam sprzyja, tak więc udało nam się zamówić prawdziwe pierogi….wybór był w kuchni tybetańskiej, nie polskiej!!! A jeszcze dziś przed drzemką popołudniową rozmyślaliśmy z Maćkiem czego dziś nie zjemy i czego nam brakuje jak np. kapusty z grzybami, śledzika….no prawie się udało ugasić ten głód i było pycha! Do tego były jakby z kapusta. Zamiast barszczu pomidorówka, zamiast kompotu mleczne lassi, zamiast suszonych owoców na deser, pudding ryżowy z orzechami. Czapy Mikołaja były, prezenty tez. Święta inne i wyborne! Siedząc na tym dachu, bardzo ciężko było sobie wyobrazić aktualny polski obrazek….kolędy w tiviku, śnieg za oknem, choinki i światełka dookoła, ludzie w pędzie, mama w kuchni….bo tutaj, cisza, jakiś meczet coś tam zawodzi, ktoś gra w krykieta, cicha melodia hindi indi dochodzi z oddali, pustynia po horyzont, ciepło, orientalnie….spokojnie.

 Jaisalmer fort.
Biżu świat...czuje się tutaj jak w olbrzymim indyjskim sklepie, czyli moje marzenie z dzieciństwa się spelniło:) Wtedy ten sklep miał jakies dwa na dwa i wszytko kosztowało wiecej niz miałam, teraz ten sklep jest całym kontynentem, a ja wciąz nie mogę kupić wszytkiego....pomimo tego ze wszytko kosztuje 3 zl...o ironio:/ Możecie sobie wyobrazić jakie tortury tu przechodzę codzinnie!:)
Widok na wiecej cudownych rzeczy plus pustynia. W takim towarzystwie zjedlismy kolacje wigilijną:)))
 W takiej restauracji.
 :)
 Prezentyyyy.
 Mikołajkowa sesja.

 Dacie wiare-pierogi!:)haha


 Prezenty nowe bluzy:)
 I nietylko....
 Pierwsza gwiazdka:)

 Nasz pokoj.

 Hindi indi graffiti.

Poprawka....nasz hotel okazuje sie juz mniej fajny, odkad powiedzielismy wlascicielowi ze nie chcemy jechac z nim na pustynie bo ma za drogo, miejsca juz na jego pokojach dla nas nie ma....no wlasnie czasem tak tu jest....niby spoko, a jednak nie do konca, plus bankomatu na pustyni nie ma, znaczy jest ale niedzialajacy...a gotowki u nas brak...ide czatowac pod jeden bankomat ktory teraz nie dziala z nadzieja ze jednak moze zadziala, wiec takie swieta..a jak wy je spedzacie?!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz