No to se płynę ta łódka do Laosu, zatrzymaliśmy sie dziś w dziurze pod tytułem Pragbang.
Ogólnie jest śmiesznie bo ta lodź do Laosu to generalnie jedna wielka imprezowania, 7 godz chlania Beer Lao za 3 zeta na wodzie:) pija wszyscy 60-latki i 20-latki z czego ci młodsi pod koniec dnia nie wytrzymują presji i odpadają:) ale każdy tu o każdego dba starsi piorą im obrzygane koszule w rzece: ) i pootrzymują głowę hehehe serio! co za widok, ale jedno można powiedzieć ludzie w podroży bardzo sobie pomagają hahah
No i spoko tak sobie płynę i myślę jak to będzie w tym Wietnamie, i czy zdążę wszytko zobaczyć co chce, bo kogo poznaje to już tam był i ma do polecenia jeszcze lepsze i kolejne miejsce…i zdałam sobie sprawę że powoli moja lista rośnie i rośnie, a bilet do irmy na 20.03 czeka…no ale najpierw musze się tam w ogóle dostać, czy spotkam gdzieś ta zbore i czy uda nam się lecieć razem do tej Birmy:)
Samopoczucie dużo lepsze, pomimo tego ze jestem sama, ale w okól mnie jest tyle samo takich jak ja, którzy już nawet po raz 5-ty rzucili pracę i krążą po świecie bez celu z nadzieją że to już ostatni taki trip i w końcu gdzieś zapragną osiąść...także jakoś mi lepiej: )
Ogólnie póki co Laos jakoś bardziej przyjemny, granica była prześmieszna na wodzie, wizy też jakieś takie….no ale 30 dol i oto jestem!....Jak już dotarliśmy do naszej wsi po zmierzchu to czułam sie jak jakiś uchodźca który ucieka z kraju woda i łodzią.
Łódka bardzo fajna i duża, można cała drogę siedzieć na burcie i machać nogą: ), można spać, można pic, można tańczyć, można siedzieć, wszystko można i i w międzyczasie można też po prostu podziwiać widoki dookoła a jest co! Małe wioski i domki na palach, rybaków, inne łodzie, skaliste wybrzeże, to jak „kapitan” sterują tym czymś na pełnej….mocy silnika między kamieniami i grubymi korzeniami i liściami lilii wodnych, które trzeba omijać bo mogą zablokować śrubę od silnika. Siedzenia sa jak w busie, także miękkie, tyle ze nie przymocowane do podłogi hahah, ale żadne drewniane ławki jak straszą przed wejściem na łódkę i od razu sprzedają miękkie poduszki za 4 zlote…
Narazie też mam wielkie zamieszanie w głowie co ile kosztuje i jak przeliczać te Kipy....tym bardziej ze tutaj tez można płacić w batach tajskich i dolarach - wiec ogólnie zamieszanie, bo wiadomo liczenie bez kalkulatora jest blechhh....no ale mam nadzieje ze jakoś to ogarnę, tyle dobrze że monet tu nie mają.
Jutro ruszamy dalej o 9 rano.
Zamówiłam sobie właśnie ananasa z ryżem mmm mam nadzieje ze będzie pycha:)
Jestem już w Laung Prabang, jest bbbb fajnie w środę bede miala wize do Wietnamu i od razu jadę do Hanoi (hurrraaa) ale o tym następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz