wtorek, 28 lutego 2012

Dzień jak codzień....DODALAM fascynujacy filmik z poranka w Laosie:)

Laung Prabang było super, jutro o 18.00 wsiadam w bus i pojutrze będę w Hanoi – bardzo się cieszę, bo zupełnie nie wiem czego się spodziewać, ale mam tam CS więc super bo na pewno mi to dużo ułatwi w nowym mieście i nowym kraju. Będę mieszkać chyba jakos w centrum, nad czerwoną rzeką …no ciesze się bardzo!!! Nie wiem ile tam pobędę, ale chyba dłużej niż początkowo planowałam….bo północ  chyba będę musiała sobie odpuścić z powodu zimy(?!)i śniegu tam panującego….nie nie tego nie chcemy: )


Od samego rana, pani pod parasolem zawija sajgonki, wieczorem cała ta ulica to targ z żarciem.
Moje śniadanie, bagietka i szejk z oreo hmmmm
Do tego lód, troche mleka i gotowe.
Tutejszy spożywczak.

Po prawej stacja a na górze światynia....na którą wstyd sie przyznać, ale jeszcze sie nie wdrapalam....
Moje obecne łóżko w 5 osobowym dormitorium.
Hostel z zewnątrz...na całe szczeście świeto mnichów sie juz skończylo i wczoraj po chyba 40 godzinach śpiewania i grania skończyli.

Jedzenie......


Brr te glowy były dziwne...

I tyle, mam jeszcze filmik i kilka innych zdjęc ale coś się wrzucić nie chcą, może później.....

niedziela, 26 lutego 2012

Dziś zdecydowanie dzień pycha jedzenia.

Wiadomo-zaczełam od deseru i pycha babeczek na ciepło podawanych w koszyczkach z lisci.
Później bufet i all u can eat, za 3 zlote...a do wyboru wsztko co najlepsze, bakłażany, ryże, warzywa, owoce, tofu, fasolki.....super!
Mięso rzecz jasna też jest:) Po drugiej stronieulicy są małe stoliki, pałeczki i masa ludzi zajadająca sie wszytkim!
Znowu trochę targu i spacer wzdłuż Mekonku do domu.

I tyle na dziś, jutro przejdę sie na drugą stronę rzeki, pooglądam tamtejsze wioski, zjem coś dobrego i takie tam-taki plan na poniedziałek:)

Louangphrabang.

Louangphrabang królestwo miliona słoni. Bardzo bardzo mi się podoba!!!
Tu jeszcze statek do Laung Prabang.
Wschód słońca nad Mekongiem.
Butki i buciki na nocnym targu w Laung Prabang.
Lacie i laćki.....
Pierdół masa....ale wszytko ładne.
Biżu.....
Tasze sowy....małe
i duże.....
Pycha szejki...
Już dawno nie miałam tak dobrego sniadania jak dziś...Lao kawa, ciepła bagietka, owoce i jaja.
Złote myśli są tutaj wszędzie...."Gdzie jest chęć, tam jest możliwość/droga"...czy jakoś tak.

Wiadomo świątyń masa...
Świątynia na szczycie góry w centrum miasta.
Są nawet oreo szejki!
Ja w nowych Lao gaciach.

Jeszcze więcej biżu...
Banany i bambusowy most.

Extra żyrandole w serii zajebistych knajp nad rzeką.



Seria kolonialnych domków w centrum miasta.
Ładnie, co?!:)

sobota, 25 lutego 2012

Laos.

No to se płynę ta łódka do Laosu, zatrzymaliśmy sie dziś w dziurze pod tytułem Pragbang.
Ogólnie jest śmiesznie bo ta lodź do Laosu to generalnie jedna wielka imprezowania, 7 godz chlania Beer Lao za 3 zeta na wodzie:) pija wszyscy 60-latki i 20-latki z czego ci młodsi pod koniec dnia nie wytrzymują presji i odpadają:) ale każdy tu o każdego dba starsi piorą im obrzygane koszule w rzece: ) i pootrzymują głowę hehehe serio! co za widok, ale jedno można powiedzieć ludzie w podroży bardzo sobie pomagają hahah
No i spoko tak sobie płynę i myślę jak to będzie w tym Wietnamie, i czy zdążę wszytko zobaczyć co chce, bo kogo poznaje to już tam był i ma do polecenia jeszcze lepsze i kolejne miejsce…i zdałam sobie sprawę że powoli moja lista rośnie i rośnie, a bilet do irmy na 20.03 czeka…no ale najpierw musze się  tam w ogóle dostać, czy spotkam gdzieś ta zbore i czy uda nam się lecieć razem do tej Birmy:)
Samopoczucie dużo lepsze, pomimo tego ze jestem sama, ale w okól mnie jest tyle samo takich jak ja, którzy już nawet po raz 5-ty rzucili pracę i krążą po świecie bez celu z nadzieją że to już ostatni taki trip i w końcu gdzieś zapragną osiąść...także jakoś mi lepiej: )
Ogólnie póki co Laos jakoś bardziej przyjemny, granica była prześmieszna na wodzie, wizy też jakieś takie….no ale 30 dol i oto jestem!....Jak już dotarliśmy do naszej wsi po zmierzchu to czułam sie jak jakiś uchodźca który ucieka z kraju woda i łodzią.
Łódka bardzo fajna i duża, można cała drogę siedzieć na burcie i machać nogą: ), można spać, można pic, można tańczyć, można siedzieć, wszystko można i i w międzyczasie można też po prostu podziwiać widoki dookoła a jest co! Małe wioski i domki na palach, rybaków, inne łodzie, skaliste wybrzeże, to jak „kapitan” sterują tym czymś na pełnej….mocy silnika między kamieniami i grubymi korzeniami i liściami lilii wodnych, które trzeba omijać bo mogą zablokować śrubę od silnika. Siedzenia sa jak w busie, także miękkie, tyle ze nie przymocowane do podłogi hahah, ale żadne drewniane ławki jak straszą przed wejściem na łódkę i od razu sprzedają miękkie poduszki za 4 zlote…
Narazie też mam wielkie zamieszanie w głowie co ile kosztuje  i jak przeliczać te Kipy....tym bardziej ze tutaj tez można płacić w batach tajskich i dolarach - wiec ogólnie zamieszanie, bo wiadomo liczenie bez kalkulatora jest blechhh....no ale mam nadzieje ze jakoś to ogarnę, tyle dobrze że monet tu nie mają.
Jutro ruszamy dalej o 9 rano.
Zamówiłam sobie właśnie ananasa z ryżem mmm mam nadzieje ze będzie pycha:)















Jestem już w Laung Prabang, jest bbbb fajnie w środę bede miala wize do Wietnamu i od razu jadę do Hanoi (hurrraaa) ale o tym następnym razem.