niedziela, 25 marca 2012

Dzień drugi.


Obudzilam się wyspana jak nidgy....nie wiem dlaczego ale już po pierwszej dobie czuje się tutaj poprostu świetnie i towarzyszy mi caly czas to pozytywne uczucie ze jestem we właściwym miejscu o dobrej porze. Sam fakt tego ze poznałam Supon i po 10 min rozmowy postanowilsymy zobaczyć birme razem, do tego wszyscy na prawdę wszyscy się uśmiechają do Ciebie i są zyczliwi na każdym kroku i to uczucie ze w końcu wszytsko jest nowe inne i ciekawe!!! Nie jak w taj czy laosie gdzie czujesz się jak w tropikalnej Europie.

Rano poszlysmy na tutjesza herbatę z mlekiem siedząc z lokalnymi na ulicy rozmawialysmy co i jak sprowadzilo nas do tej chwili. Supon jest turczynka, ale nietypowa- sama wyjechała z Turcji, rzuciła wszytsko i poprsotu szuka miejsca w świecie dla siebie. Nietypowe bo w Turcji jak w Indiach kobiet na ulicy nie widać a już na pewno nie samotnie wedrujacych. Myśli tez o tym żeby pomieszkac trochę w Indiach, ma to samo uczucie co ja do tego kraju, wiec czuje się tutaj tak samo dobrze i wygodnie jak ja. Polazilsymy trochę po centrum, ja kupiłam latarke bo poprzednia mi ukradli w glupiej tajladni, heheh niezle jade po tym kraju-wiem:) a ze tutaj problem z prądem to latarek wszędzie do wyboru i koloru. Z mapami kraju już gorzej chyba ze chcesz taki plakat Birmy na ścianę, wiec z kafejce z netem po chyba godzinie bo tak szybki maja tutaj net przerysowalysmy sobie mapę na jutro. Dobrze ze maja tu 3 drogi na krzyz. Strasznie jestem ciekawa jak nam pójdzie ten stop tutaj!! Pan od netu jakby mógł to gadalby z nami do jutra.
Lazac jeszcze i siedząc znowu na jakiejś przekasce zauwazylysmy ze tutaj każdy siedzi i wyciąga z czarnego wora pliki pieniędzy i je liczy...tu chyba faktycznie jest super bezpiecznie i nikt nie kradnie.
Jadę własnie busem i myśle ze nie potrafię porównać tego miasta do żadnego innego. Jak patrzę na samochody to trochę takie same graty jak w serbi, jak patrzę jak są ubrani ludzie to zdecydowanie szmaty jak w Indiach, tyle ze kobiety mniej kolorowe, budynki czasem kolonialne i majestatyczne jak w bombaju, ale tez zdarzy się gdzieś upchniety szklany brudny biurowiec, albo stara kamienica jak w bytomiu:) styl życia na ulicy zdecydowanie jak w Indiach ale czysciej, miliony zwisajacych kabli jak w Wietnamie, gorące lepkie powietrze jak w bangkoku i pomiędzy tym wszytskim złote pagody i palmy wszędzie. Mix wszytskigo ale taki mix który daje ci jakieś takie błogie uczucie, bo nikt na Ciebie nie wrzeszczy jak w taju, masz swoją przestrzeń nie jak w indiach i każdy szczerze cieszy się na Twój widok.
Problem tylko w tym ze żadna ulica czy nawet numer busa nie jest po naszemu wiec muszę zacząć kojarzyć te znaczki żeby się jakoś odnaleźć:) na przykład numer busa do domu to 48 które wyglada jak naszee 90:)
Główne ulice w ogóle są zadbane rozowe kwiaty na środku, klomby w sumie w Delhi czasem tez był taki widok ale tutaj nikt nie wyproznia się w środku dnia miedzy tym wszytskim:)
Aaaa i na niedziele jak już wrócimy z plaży mamy zorganizowanego polskiego hosta. Zadzwonilam dziś do niego z telefonu na ulicy bo komórki nie działają a żeby kupić tutjeszy sim....to jakieś chore pieniądze chcą za to. Super chłopak powiedział ze nie ma problemu i cieszy się na nasz przyjazd, wiec na prawdę wszytsko układa się tak poprostu i samo-tak jak lubię najbardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz