Bus Hoi An-Sajgon, super wygodny sleeper, w Kambodzy juz nie ma takich...:/
Cela-wlasny pokoj w Sajgonie, lozko z wklinowej maty, jasiek, wentylator i 30 stopni:)
Deser o wietnamsku, w woreczku po prawej jakby galaretka z hernaty, w srodku jakby granat w mlecznym sosie, po lewej sticky rice z fasolka tez zalany czyms mlecznym-nie brzmi pycha, ale pycha!:)
Uczta, czyli jak zrobic sajgonki w sajgonie...swoja droga dlaczego na calym swiecie sajgonki to spring rolls a po naszemu tak smiesznie?!
Centrum nowoczesneo miasta Sagon.
Zupa na wynos czyli cos pomaranczowego z wkladka swinskich wnetrznosci....rowiez dobre!:)
Thong/moj super host i jego prezent w zwiazku z urodzinami jego swietego imienia?! Recznie robiony stojak na dlugopisy z mlynem na ktorym siedza recznie robione misie, do tego melodyjka jak z katarynki....kilka minut po tym zdjeciu, jego prezent stal sie prezentem dla mnie...bo przeciez musial mi cos dac?! a na prezenty nie wolno odmawiac....wiec kolejna rzecz do tachania...ale mily gest bardzo!!!
:
Ja i moja wietnamska rodzina...no zal bylo wyjezdzac...na pozegnanie dostalam prezent, recznie robione sezamki od mamy, zapasy zimnej herbaty do picia, owoce z ogrodu....i smieszna rozmowe z Thongiem o tym ze zeglowanie moze byc niebezpieczne bo przeciez moze przylynac rekin i zjesc zaloge z lodka?!:)Inna kultura i inny swiatopoglad:)
Dzis juz jestem w Kambodzy-Phnom Penh, droge w busie tutaj spedzilam wgapiona w okno jak w telewizor-tak pieknie! i troche jak Indie...wielki burdel, gole dzieci biegaja po ulicach, cale rodziny kapia sie w przydroznej studni, swinie w blotku sie taplaja, wesela z pograniczu kiczu dzieja sie na srodku ulicy, wiec kazdy pojazd musi omijac panne mloda i druhny ubrane we wszytko co swiecace i rozowe:) Jednym slowem to co lubie najbardziej:)))
Niestety Kambodza nie bedzie mi dana....poranna wizyta w ambadadzie Birmy rozmyla wsztkie moje plany o spedzeniu tutaj tygodnia, pojechaniu na plaze i odwiedzeniu Angkor Wat....na wize czeka sie 10 dni....a ja za 10 dni mam zamiar juz byc w Birmie, wiec nie moge tyle czekac tutaj....nic to .....nic tu nie zobacze....zla jestem okrutnie....glupie polityki wizowe....musze jechac jutro do "ulubionej" Tajlandi i Bangkoku z silna nadzieja ze tam dostane wize do wtorku, a do Kambodzy jeszcze wroce zeby zobaczyc cud swiata i pokrazyc wsrod tlumow turystow i pieknych swiatyni Khmerow. Echh no szkoda gadac!!!
Ale mam za to fajnego hosta z Polski, ktora pracuje tutaj w szkole i uczy ang...i nie mysli zeby sie stad ruszac, tak sie jej podoba-i sie nie dziwie. Praca fajna bardzo dobrze platna i do tego jeszcze robi wolontariat w domu dziecka....super!
Wczoraj jak przyjechlam, zostlam ugoszczona pycha domowymi lodami, wlasnym lozkiem i....opowiescia o super filmie haha wiem dziwnie brzmi, ale bardzo chce zobaczyc ten film od tego czasu - Everyday is Saturday o backpackersim czyli plecakowym stylu tulania sie po swiecie, przesmieszny i jaki prawdziwy. Jak to koles opowiada ze przynajmniej 150 raz dziennie ktos sie go pyta: skad jedziesz, skad jestes, co zobaczyles, gdzie byles, ile juz jedziesz.....rzadko kto pyta o imie! hehe tak jest!, ze na poczatku wsztsko co wyciagniesz z plecaka wydaje ci sie fuj i pogniecione i wilgotne....po kilku miesiacach to co bylo fuj, staje sie luksusem, ze w czasie podrozy i zycia na plecaku nabywasz super umiejetnosci rolowania swoich ubran, zeby zajmowaly jak najmniej miejsca....hahaha, ze faceci zawsze traca na wadze podczas podrozy a dziewczyny wrecz odwrotnie, ze zawsze sie gdzies tam zakochujesz w miejscu czy osobie no i rodza sie rozterki za czym podazac, za swoim pierwotnym planem czy aktualnymi potrzebami.....mega smiesznie podobno o tym opowiada w tym flmie, ze kazdy dzien to sobotnie popoludnie, niewazne ze jest sroda 22.00 - przewaznie wszytko o kazdej porze dnia i tygodnia jestes w stanie zalatwic w plecakowych mekkach-dlatego dzien, godzina nie ma znaczenia. Dobry film-trzeba zobaczyc:)
No a dzis odpoczywam, przed jutrzejszym kolejnym dniem rajdu w poszukiwaniu wizy...ech serio mam dosc, przez ost 2 tyg zmieniam dom co noc....noc gdzies, noc w busie....za czesto...i dalo mi to wycisk, do tego srednia temeratura ostatnio to 35 stopni....ale tak tak radosc i szczscie w zwiazku z przyszlotygodniowa Birma!:)))
Cela-wlasny pokoj w Sajgonie, lozko z wklinowej maty, jasiek, wentylator i 30 stopni:)
Deser o wietnamsku, w woreczku po prawej jakby galaretka z hernaty, w srodku jakby granat w mlecznym sosie, po lewej sticky rice z fasolka tez zalany czyms mlecznym-nie brzmi pycha, ale pycha!:)
Uczta, czyli jak zrobic sajgonki w sajgonie...swoja droga dlaczego na calym swiecie sajgonki to spring rolls a po naszemu tak smiesznie?!
Centrum nowoczesneo miasta Sagon.
Zupa na wynos czyli cos pomaranczowego z wkladka swinskich wnetrznosci....rowiez dobre!:)
Thong/moj super host i jego prezent w zwiazku z urodzinami jego swietego imienia?! Recznie robiony stojak na dlugopisy z mlynem na ktorym siedza recznie robione misie, do tego melodyjka jak z katarynki....kilka minut po tym zdjeciu, jego prezent stal sie prezentem dla mnie...bo przeciez musial mi cos dac?! a na prezenty nie wolno odmawiac....wiec kolejna rzecz do tachania...ale mily gest bardzo!!!
:
Ja i moja wietnamska rodzina...no zal bylo wyjezdzac...na pozegnanie dostalam prezent, recznie robione sezamki od mamy, zapasy zimnej herbaty do picia, owoce z ogrodu....i smieszna rozmowe z Thongiem o tym ze zeglowanie moze byc niebezpieczne bo przeciez moze przylynac rekin i zjesc zaloge z lodka?!:)Inna kultura i inny swiatopoglad:)
Dzis juz jestem w Kambodzy-Phnom Penh, droge w busie tutaj spedzilam wgapiona w okno jak w telewizor-tak pieknie! i troche jak Indie...wielki burdel, gole dzieci biegaja po ulicach, cale rodziny kapia sie w przydroznej studni, swinie w blotku sie taplaja, wesela z pograniczu kiczu dzieja sie na srodku ulicy, wiec kazdy pojazd musi omijac panne mloda i druhny ubrane we wszytko co swiecace i rozowe:) Jednym slowem to co lubie najbardziej:)))
Niestety Kambodza nie bedzie mi dana....poranna wizyta w ambadadzie Birmy rozmyla wsztkie moje plany o spedzeniu tutaj tygodnia, pojechaniu na plaze i odwiedzeniu Angkor Wat....na wize czeka sie 10 dni....a ja za 10 dni mam zamiar juz byc w Birmie, wiec nie moge tyle czekac tutaj....nic to .....nic tu nie zobacze....zla jestem okrutnie....glupie polityki wizowe....musze jechac jutro do "ulubionej" Tajlandi i Bangkoku z silna nadzieja ze tam dostane wize do wtorku, a do Kambodzy jeszcze wroce zeby zobaczyc cud swiata i pokrazyc wsrod tlumow turystow i pieknych swiatyni Khmerow. Echh no szkoda gadac!!!
Ale mam za to fajnego hosta z Polski, ktora pracuje tutaj w szkole i uczy ang...i nie mysli zeby sie stad ruszac, tak sie jej podoba-i sie nie dziwie. Praca fajna bardzo dobrze platna i do tego jeszcze robi wolontariat w domu dziecka....super!
Wczoraj jak przyjechlam, zostlam ugoszczona pycha domowymi lodami, wlasnym lozkiem i....opowiescia o super filmie haha wiem dziwnie brzmi, ale bardzo chce zobaczyc ten film od tego czasu - Everyday is Saturday o backpackersim czyli plecakowym stylu tulania sie po swiecie, przesmieszny i jaki prawdziwy. Jak to koles opowiada ze przynajmniej 150 raz dziennie ktos sie go pyta: skad jedziesz, skad jestes, co zobaczyles, gdzie byles, ile juz jedziesz.....rzadko kto pyta o imie! hehe tak jest!, ze na poczatku wsztsko co wyciagniesz z plecaka wydaje ci sie fuj i pogniecione i wilgotne....po kilku miesiacach to co bylo fuj, staje sie luksusem, ze w czasie podrozy i zycia na plecaku nabywasz super umiejetnosci rolowania swoich ubran, zeby zajmowaly jak najmniej miejsca....hahaha, ze faceci zawsze traca na wadze podczas podrozy a dziewczyny wrecz odwrotnie, ze zawsze sie gdzies tam zakochujesz w miejscu czy osobie no i rodza sie rozterki za czym podazac, za swoim pierwotnym planem czy aktualnymi potrzebami.....mega smiesznie podobno o tym opowiada w tym flmie, ze kazdy dzien to sobotnie popoludnie, niewazne ze jest sroda 22.00 - przewaznie wszytko o kazdej porze dnia i tygodnia jestes w stanie zalatwic w plecakowych mekkach-dlatego dzien, godzina nie ma znaczenia. Dobry film-trzeba zobaczyc:)
No a dzis odpoczywam, przed jutrzejszym kolejnym dniem rajdu w poszukiwaniu wizy...ech serio mam dosc, przez ost 2 tyg zmieniam dom co noc....noc gdzies, noc w busie....za czesto...i dalo mi to wycisk, do tego srednia temeratura ostatnio to 35 stopni....ale tak tak radosc i szczscie w zwiazku z przyszlotygodniowa Birma!:)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz