poniedziałek, 5 marca 2012

NImb Binh.


I znowu lato...jak tu nie być chorym....haha dobrze zaczęłam:)
Jestem juz w Nim bin, wiec od wczoraj na miejscu, ale nie bylo to kurna proste!!!
Okazało sie ze wszyscy w busie jada do Hue-tego miasta które lezy juz w połowie drogi na południe...ale nie pytałam kierowców czy sie zatrzymają w nim bin tez...bo uznałam ze jeśli mam bilet do nim bin to tak (ha ha ha).....w końcu mijamy jakieś miasto i kolejne…. i sie zatrzymują.....szukam kierowcy, bo przecież tutaj wszyscy wyglądaja tak samo, a nie przyjrzałam mu sie az tak bardzo jak wsiadałam do busa, w kocu po pól godz przerwy go znalazłam i pytam czy to nim bin, ze ja chce tu wysiąść…. on nic nie kuma....mowie ze chce mój plecak i ze tu zostaje, i nie jade dalej....w kocu po 15 min cos skumał, ze tu zostaje....pytam sie go czy na pewno czy to nim bin....on ze tak..w końcu ktoś inny sie zainteresował....tez nie mówił po ang....ale jakoś po 40 min rozmowie na migi i nie wiem co jeszcze wykumali ze chce tu zostać na noc, dal mi plecak, zostawił z jakąś laska i odjechali busem. Ciemno, późno, jestem na jakiejś stacji kto wie gdzie....ale zamówiła mi ta dziewczyna taxówkę i sie okazalo ze jestem juz 20 km od tego miasta....echh no zapomnieli mnie wysadzić, albo nawet o tym nie wiedzieli, że powinni byli!!! czasem sie strasznie wkurzam ze oni porostu nie rozumieją!!!! ale ok w kocu dotarłam gdzie chciałam, ale było dosyć podbramkowo w tym ciemnym polu, gdzieś przy drodze, gdzieś w Wietnamie…samej bez kogokolwiek z kuma wokół mnie: )
Dziś właściciel hostelu w którym się zatrzymałam i który oczywiście też nie mówi po angielsku zabrał mnie rano na pola ryzowe i było przepięknie- myślę ze od dziś Wietnam jest dla mnie numer jeden zaraz po Indiach…jest poprostu kapitalnie! Pięknie, nie tak turystycznie i w jakiś sposób poprostu normalnie, a do tego świadomość ze jesteś w Wietnamie i jedziesz sobie motorem przed siebie – no bomba!!!: )
Wieczorem bus do Hoi an ma mnie zabrać….o której przyjedze nie wiem, bo nikt nie mowi po ang….ale chyba ma być miedzy 18.00-21.00 wiec jejjjj sobie poczekam, jak zwykle czekanie na busa….nic nowego w sumie….pozniej 12 godz jazdy i szycie kiecy!: ) ciekawe czy rzeczywiście takich super krawców można tam dorwać: )

W każdym razie poranek miałam dziś wyborny, śniadanie w lokalnej knajpie, 2 godziny na rzece, jazda motorem tu i tam….spacer po lokalnym markecie, jakies nudle po drodze….tak –zdecydowanie lubie Wietnam i już zaluje ze mam tu jeszcze tylko kilka dni….



















Lokalny market, nudle+niebieskie "raybany"=7 złoty:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz