poniedziałek, 2 stycznia 2012

Happy New Year!!!


Pushkar i nasza piosenka przewodnia z dedykacja na nowy rok!
http://www.youtube.com/watch?v=HjMw7eIIUiI&feature=related
This time tomorrow where will we be......
mam nadzieje ze poludnie bedzie bardziej ludzkie dla nas....

 W oczekiwaniu na pierwszy posilek od 12 godzin.


 Załamka. Fajne miejsce ale much jak w oborze.
 Lans na nowe bryle;)


 Tomasz i Yogen.
 Sto lat, sto lat-tort przywieziony z Ajmer specjalnie dla Ami;)



 Laski tutaj chyba nie obchodzą sylwestra.
 01.12 - Ami foto.

Pushkar!
Tym razem podróż busem nie była taka zła, albo porostu tak bardzo obniżyliśmy nasze wymagania…ale bus był jakby bardziej lux….zamiast ohydnych zasłonek i krat, żeby nie wypaść z koi były zasuwane drzwiczki w kwiatuszki: ) Po zamknięciu się i odcięciu od całego dołu gdzie ludzie na ziemi, w przejściu spali, jedli orzeszki…lubią je bardzo jeść wszędzie i skorupki zostawiają  pod sobą, jak wchodzisz do jakiekolwiek busa to czujesz się jak w hiszpańskim barze z warstwą skorupek na ziemi. No wiec po odcięciu się od nich jest prawie jak w wygodnym kapsułowym pokoju. Rzecz jasna po 24.00 zaczęło się wianie i zimnica, ale jakoś lepiej to znieśliśmy niż za ostatnim razem. W busie jechał z nami jeden polak samotny podróżnik….dawno już nie spotkaliśmy polaka-tyle w tym temacie: ) Dojechaliśmy na miejsce kolo 4.00 nad ranem, dookoła środek nikąd, ale były jakieś hiszpanki, które miały zabukowany hotel, więc poszliśmy za nimi. Jak się okazało znalazło się również miejsce dla nas, na te pierwsze kila godzin w jakimś schowku, ale teraz już mamy ładny jasny pokój z balkonem: ) Idziemy jeść i oglądać miasteczko. Jutro sylwester….ciekawe jak go spędzimy….poki co mogę tylko napisać że nie sami, bo nasz pierwszy host z Indii, dołączy do nas…będzie ciekawie: )
Szczęśliwego nowego roku 2012: ) Mam nadzieję że ten rok przyniesie jeszcze więcej dobrych zmian niż poprzedni! Nie wiem jak wam minęła sylwestrowa noc…ale nam tak jak myślałam ciekawie, dziwnie, inaczej. Pushkar jest raczej małym miasteczkiem ze świętym jeziorem typu kałuża, wielkim bazarem, jedną główna ulicą i to by było na tyle. Co prawda bazar jest rewelacyjny i mają przeladnie rzeczy, no ale wiadomo nie dla mnie…:/Pozatym brak skweru, parku czy jakiegokolwiek placu gdzie ludzie mogą się zebrać i po prostu pobyć.  Yogen dołączył do nas noc wcześniej, przeszliśmy się dookoła jeziora, coś zjedliśmy-dzień jak co dzień: )W sam sylwestrowy dzień ze względu na kolejne urodziny członka rodziny, tym razem Ameli, szukaliśmy pół dnia tortu…we wsi nie było piekarni więc ciężko było, a przecież na urodziny tort musi być. Na szczęście z Yogenem dużo rzeczy jest możliwych, więc z kimś pogadał, ktoś pogadał z kimś inny, komuś zostawiliśmy nasz numer telefonu, ktoś w końcu zadzwonił, że ktoś inny pojedzie dla nas po tort do pobliskiego miasta. Tym sposobem wieczorem wybraliśmy się na kolacje do restauracji, a tort w kształcie serca już tam niespodziankowo na Amelie czekał.  W Indiach wszystko możliwe: )Niestety za późno było na kremowy napis na torcie dla Ameli, ale w Indiach wszystko możliwe, więc kucharz napisał na zwykłej kartce życzenia długopisem w hindi i wepchnął ją obok wyciętego w kształt kwiatka pomidora na tort: ) Prezenty rozdane, piwo z czajniczków w filiżankach do herbaty wypite, bo trzeba się czaić w świętym mieście. Idziemy szukać imprezy….może cos nad jeziorem będzie. No i było, niby wstęp 500 rupii, ale my wchodzimy za darmo, pomimo długiej kolejki lokalnych którzy marzą o tym żeby być w środku….w środku czyli na zewnątrz ustawiony jakiś migający parkiet, ogniska się palą, muza straszna, tłumy tubylców głownie męskich i my….fajerwerki i nowy rok przywitali 5 min przed faktyczną tutejszą 24.00 wiec dziwnie….wszyscy chcieli nas wyściskać i złożyć zyczenia….no dziwnie było, mieliśmy wino od Yogena zamiast szampana, które rzecz jasna poszło z butelki…no byliśmy widowiskiem dla wszystkich, w tym tez dla Yogena który pierwszy raz widział i brał udział w piciu wina z butli…hmm, może faktycznie mamy inne światy….Szybko stamtąd uciekliśmy w poszukiwaniu czegoś lepszego, ale miasto o 00.30 było już martwe….ale ktoś zagadał Yogena, Yogen kogoś innego i idziemy gdzieś gdzie podobno się coś dzieje, sadzają nas na dachu i mówią ze piwo i jedzenie będzie za 10 min, po 30 min przynoszą w końcu napoje, chyba tez szły z tego pobliskiego miasta. Jest noworoczna noc, dosiadło się do nas 2 Irlandczyków, siedzimy na dachu, nad nami księżyc, nawet ciepło jak na styczeń…i tak minęła nam ta noc. O 3.00 już spaliśmy. Fajnie bo w Indiach, bo ciepło, bo inaczej, ale brak tego noworocznego ducha, ze co to będzie, co było i takie tam różne refleksje: ) ale może to i dobrze. W zeszłym roku 1.01 nie był dla mnie szczęśliwym dniem bo rano Olalal potrąciła mnie samochodem hahah- tak Ola wciąż to pamiętam: )) a wieczorem złamałam rękę na desce: ))koniec końców wszystko to wyszło mi na dobre, bo jestem dziś tutaj, ale dzień jakby nie patrzeć był mało szczęśliwy, w tym roku ten dzień był prawie tak samo mało szczęśliwy dla mnie, bo w końcu złapał mnie tutejszy żołądkowy robak….cały dzień wycięty z życiorysu….blechh. Na całe szczęście jakaś tam kuracja pomogła i dziś czuje się dużo lepiej. Aktualnie jesteśmy już w Jaipurze, (siedzę w kolejnym zagrzybiałam hotelu, ale jest ciepła woda: ), net czasem też miga, widok za oknem standard, jak codzienne nad ranem wychodzimy przed dom/na balkon, a tam ktoś pali ognisko, ktoś cos zamiata, jakaś krowa gapi się w mur, inne gdzieś idą, zawsze jest jakiś wariat który robi cos dziwnego, udaje mima i bawi się cieniem, cos wrzeszczy, rożnie- widok codzienne ten sam, tylko czasem z fajnego domu, a czasem z nory, to trochę nam doskwiera, ze czasem potrzebujesz czegoś wygodnego, czegoś gdzie można rzucić swoje rzeczy bez obawy ze małpa je porwie, ze robale je zjedzą….ale tutaj nie ma tak ze zapłacisz więcej, czy pójdziesz na cs i będziesz miał gwarancje „luksusu” tu nigdy nie wiesz i nawet jak bardzo potrzebujesz odpoczynku psychicznego, to ciężko o to….) ok jaipur…..gdzie przywiózł nas nad ranem Yogen dobrą furką: ) a nie strasznym busem, ale jazda samochodem tutaj….nasze drogi sa złe ale tutaj, nie dość ze jazda nie ta strona ulicy, właściwie każdy jedzie jak chce, dziury, brak znakow co gdzie teraz i kto pierwszy…a bramki na autostradę no postrach! : )jutro mamy stad pociąg do Mumbaju, mamy tam już hosta, połazimy po kolebce tutejszego kina 3 dni i w końcu sruuuu na Goa!:)) Po Goa…hmm zobaczymy bo otworzyły się nam, a właściwie spadły na nas nowe opcje….ale o tym jak już wszystko zostanie ustalone i przypieczętowane. W każdym razie życie jest zawalone niespodziankami, które mogą zwalić z nóg: )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz