poniedziałek, 9 stycznia 2012

Mumbai/Goa!!! i w koncu plazowanie jak przystalo na 9.01.2012!!:)))

 Mumbai beach.



 Kąpiemy się w szmatach...znaczy poki co stoimy w wodzie...
 I hop zanuzamy sie...do fotki...

 Pijemy mleczko kokosowe.
 Puszczamy bańki.
 South part of Mumbai. Londyn sprzed lat...czerwone autobusy......
 Big Ben nawet jest......
 Taj Palac Hotel, dość słynny i dość luksusowy.
Gateway of India.
 Powozy tez są...
 Victoria Terminus Station-Mumbai.

Guma balonowa ala hubabuba i ja;)i księgarnia.

Halo z Bombaju/Mumbaju jesteśmy tu już 3 dzień i właśnie się zbieramy na wymarzony pociąg do Goa!:))) Mumbai super, część południowa jest w klimacie Londynu, indyjskiego Londynu rzecz jasna, jest jakby Big Ben, ludzie w parku grają w Krykieta, są czerwone piętrowe busy, takie które w Londynie stoją już dawno w muzeum, ale tutaj przeżywają swoja druga młodość, w każdym razie wszystko to daje lekkie poczucie Anglii. Dodaj do tego dziką zieleń, palmy miedzy tymi budynkami, olbrzymie fikusy pomiędzy pięknymi arkadami-no widok jest niesamowity. Część południowa miasta, gdzie jest właśnie to wszystko plus druga po Delhi India Gate, Taj Palac Hotel, gdzie kilka lat temu był zamach, ale teraz znowu świeci swoją prześwietnością, Leopold Cafe znana również z zamachu jak i z Shantaram…i wiele wiele więcej jest zamknięta dla tuktow stąd nawet jest jako taki porządek i cisza na ulicach. Część północna w której my mieszkaliśmy na cs….swoja drogą znowu mega fajnym, ale o tym później, jest slumsem, największym slumsem w Azji….ponad milion ludzi go zamieszkuje i jest nie do opisania….część slumsów jest jakby zorganizowana w osiedla, są mini domki z dykty czy piaskowca, miedzy tym palmy, jakieś mini placyki w środku….dobra organizacja, natomiast reszta jest po prostu ulicą na której żyją ludzie. Jednej nocy wracaliśmy koło 22.00 do domu i większość ulicy była wielkim legowiskiem….ciepłe kraje mają to do siebie ze w jakiś sposób rozleniwiają ludzi…można żyć na ulicy wiec nie kombinujemy bo jakoś to będzie….
Spędziliśmy tutaj 3 dni, zobaczyliśmy niewiele jak na tak wielkie miasto….ale fajnie było i tak posiedzieć w Bombaju, po prostu tutaj pobyć zobaczyć tą przepaść, nigdzie dotąd tak bardzo widoczną jak w Bombaju, przepaść pomiędzy milionerami którzy wysiadają ze swoich mega wypaśnych samochodów wprost na ludzi żyjących na ulicy…zastraszający widok, jeden dzień tutaj spędziłam cały w kawiarni siedząc i obserwując właśnie ten świat i zastanawiając się jak to możliwe ze to miasta działa?! Zero koncepcji …
aaaa i byliśmy na bombajskiej plaży już pierwszego dnia, wygląda niewiarygodnie rzecz jasna trochę slumsow, szeroka plaża, daleko w tle wysokie wieżowce businessowej części miasta, kobiety kapiące się w morzu w komplecie szmat na sobie, no i oczywiście handel na całego, nie mogliśmy posiedzieć w spokoju 10 sekund!! Cały czas ktoś, coś….albo czaj, albo wielki balon(?!), albo henna tattoo, albo foto, albo poprostu daj mi kase, albo po prostu daj mi swoja wodę, albo oooo jesteś biały to się pogapię….znieśliśmy to przez jakąś godzinę i poszliśmy do domu, ale pierwsza plaża w Indiach zaliczona, od jutra będzie tylko plaża!!!! Jejjjjj.
No i w Bombaju skończyłam w końcu czytać super książkę, nie wiem czy o tym w sumie wcześniej mówiłam ale w jakimś hotelu znalazłam dobra książkę, poleconą przez Niemca którego poznałam w Jaisalmer –The White Tiger- po kilku dniach zorientowałam się ze ostatnie strony zostały wyrwane…ale tutaj znalazłam zakończenie , wiec przyspieszyłam czytanie, żeby załapać się na tutejsze ostatnie strony. Książkę zdecydowanie polecam!! Opowiada o relacji hinduskiego sługi ze swoim angielskim panem, a przede wszytkim o tym jak chłopiec z hinduskiej wsi, z jednej z niższych kast, odpowiedzialnej przez cale swoje życie za pieczenie i robienie słodkości, przełamuje schemat, ucieka z klatki, wychodzi z „ciemności” i staje się przedsiębiorcą. Bardzo ciekawie, wprost i bez żadnej ściemy opisuje życie w Indiach, zwłaszcza będąc tutaj, widzisz te wszystkie małe rzeczy na ulicach i się dziwisz ze to na prawdę się dzieje, to średniowiecze, ze to wszystko jest wciąż aktualne i nie dotyczy zamierzchłych czasów….Super książka….
Mówiłam ze mamy obecnie extra hosta, komunikatywnego(o co tutaj ciężko: ) ), skromnego, mega fajnego chlopaka…mieszkanie jest prze wygodne, salon i tym samym jedyny pokój tutaj jest cały w poduchach i materacach, jest niski drewniany stol, wiatrak na suficie, małe okno i do tego ten klimat lepkości przez gorąc jaki tu panuje, wiatrak kreci się leniwie nad nami odkąd tu jesteśmy. No po prostu mieszkanie typu, wchodzisz, leżysz i nie chcesz wychodzić…aaa no i jest ciepła woda, chociaż od momentu kiedy wjechaliśmy do południowej części Indi, nie szukam już zdecydowanie cieplej wody, moje priorytety się zmieniły na poszukiwanie poprostu idealnej plaży do idealnego czilllu: ) Jednej nocy oni wszyscy poszli na miasto, ja zostałam w domu z Amriszem-naszym hostem- zaczelismy gadac, właśnie to uwielbiam w cs, że nigdy nie wiesz na kogo trafisz i jakie rozmowy przeprowadzisz…bo była to super noc, gadaliśmy przez kilka godzin o tym jak jemu żyje się tutaj i jak mi żyje się w Europie….pomimo oczywistych różnic, na codzień walczymy z tymi samymi problemami(zaczelismy od zwiazkow)…gadaliśmy ogólnie o wszystkim i o niczym, opowiedział mi swoją historie, która jest dla nas niewiarygodna, podobna historia z reszta była opisana epizodycznie w White Tiger-historia o zasadach dobierania przez rodziców partnerów….generalnie ty nie masz nic do gadania, cala robote odwalaja za ciebie rodzice Amrisz pochodzi z mniejszego miasteczka z centralnej części  Indi, ma 2 rodzeństwa, po liceum załapał się na jakiś program który pomógł mu wydostać się z miasteczka do większego miasta…tam znalazł prace….wszytko to spowodowało to kim jest teraz….opowiedzial mi jak jego brat został w ciągu jednego dnia ochajtany i jak jemu to się teraz nie miesci w glowie.…Wybranka musi spełniać kilka wymogów, musi dobrze gotować-haloo, musi mieć dobra reputacje, musi być z dobrej rodziny i tyle, edukacja nie liczy się w ogóle. Rzecz jasna rodzina chłopaka wybiera wybrankę nie na odwrót, za to rodzina wybranki i ona sama organizuje i sponsoruje cale przedsięwzięcie ….fajnie co?!
Dziś spędziliśmy kolejny idealny dzień, śniadanie do łóżka, kilka godzin oglądania prześmiesznego komika Russel Peters, śmieje się z każdej nacji świata-polecam bo robi to mega śmiesznie! Jest hindusem z pochodzenia i najśmieszniej wychodzi mu śmianie się z samego siebie!!No kolejny idealny dzień….nasze plany co do przyszłości w Indaich powoli albo wręcz mega szybko się klarują ….ale o tym wciąż później…w każdym razie każdy dzień jest rewelacyjny i przynosi sam takie rozwiązania ze sami nigdy byśmy czegoś takiego nie wymyślili. Jak tylko wyjedziesz z domu życie się naprawdę samo układa, więc nie wiem dlaczego jest ogólnie przyjęte ze wyjeżdżając i zostawiając za sobą dużo rujnujesz sobie życie, wszystkie osoby które poznałam podczas tych 2 miesięcy powodują ze moje życie wydaje się bardziej trzymające się kupy niż kiedykolwiek dotychczas, a druga spraw ze wszystkie osoby które poznałam i zrobiły to samo w końcu paradoksalnie ułożyły sobie życie.
To tyle z mądrych refleksji: ) czas się zbierać na 12 godzin który zabierze mnie w końcu do wymarzonej chatki na plaży gdzie poprostu będę leżeć z wyłączonym mózgiem, cieszyć się życiem i każdą chwila: ) Przeczytałam to co napisałam…brzmi to za optymistycznie nawet jak na mnie….ale nie będę nic zmieniać ani kasować-jest jakie jest.
Jesteśmy już na Goa- w końcu po 2,5 miesiaca podrozy mamy za sobą idelany dzień w przecieplym morzu!! Podróż pociągiem jak zwykle z obsuwa 3 godzinna…później godzina jednym busem, 2 godziny kolejnym busem i oto jestesy! Dotarlismy tu już po ciemku, wiec znalezienie idealnej chatki nei było łatwe, i tez chatka idealna nie jest, ale za to jest  idealana plaza i palmy gdzie nie spojrzysz…Palolem nie jest tym o czym marzyliśmy, bo to takie tutejsze Wladyslawowo, o którym wiadomo co mysle bleeee, a miało być spokojnie i nieturystycznie….no ale jest plaza i fale i morze i to wszystko w Goa….nieche będzie: ), za kilka dni lezenia, weźmiemy skutery i pojedzimy poszukać bezludnej plazy. Wlasnei siedze w kajce na plazy, fale sobie szumia, gwiazdy swieca…no chyba niczego więcej mi nie potrzeba. Domek mamy przy plazy, nie na plazy…no ale może kolejny będzie na plazy i na palach: )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz