sobota, 14 stycznia 2012

GOA.

Mój ostatni tydzień i kolejny:
- pobudka i wygrzebanie sie spod moskitery
- kostium
- śniadanie w ulubionej knajpie na plazy Dylan, jaja i tosty
- bieg do ciepłego morza
- leżakowanie z muzyką na uszach na przemian z ochładzaniem się
- lunczyk
- pływanie
- kolacja 

Cały dzień na plaży bo nie ma tu nic innego, co prawda lekko mnie zawiodło to Goa, bo często czujemy sie jak w hinduskim Władysławowie, ale na pewno jest 20 razy taniej i cieplej, wiec plus! Rajskich plazy nie ma, ale za tydzien lece na Andamany gdzie już nie poczuję sie oszukana-tak myślę:) Do tego czasu bede kontynowac powyższą rutynę;)

 Mmmm śniadanie na plaży.
 Skuterowa eksploracja.

 Las palm.
 Kościół.


 Nowe lacie, bo zawsze zawsze! na skuterze/rowerze rozwalają się stare!




 Duży hamak, co?!




 Jak on się tam dostał??
 Taa i nasz domek i nasze świnki, 10 m od plaży...tak tu pięknie jest::)

.Mamy nawet tivik i umywalkę bez kranu-dobra półka...

Więc tak wygląda to Goa...pełne ruskich turystów i angoli...Jest bardzo tanio, cieplo i fajnie, plaża zawalona wygodnymi do relaxu knajpami, ludzie przemili, chatki na plaży takie sobie...ale za tydzień Andamany...co prawda samolotem ale mało czasu na prom, który plynie tam 4 dni, a moze dłużej...chcemy niebawem zmienić kraj na Tajlandie, stąd ten pospiech. Lece sama, reszta jedzie dalej na poludnie, mamy spotkac sie w Delhi...ale czas pokaże co bedzie za 2 tygodnie,w  koncu to za daleko zebby cokolwiek zaplanowac.
Póki co siedzę na plaży jest juz noc, pije lemoniade i jest dobrze i wszytko będzie dobrze dalej!?;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz