wtorek, 3 kwietnia 2012

W drodze do Inle lake. Wrzucone z lotniska w Yangon, zaraz lece do bkk. Swoją droga w całym kraju net do dupy a na lotnisku smiga jak niewiem:)

Wieksza cześć podróżowania składa się z siedzenia w busie, spania w nim, gapienia się przez okno, już nieraz o tym pisałam ale serio wydaje mi się ze jestem non stop od kilku miesicy w busie, ze moim domem jest bus. W sumie fajnie dom na kółkach-zawsze taki chciałam:) i chociaż tęsknię za czasami gdzie tylko i wylacznie przemieszczalam się swoim samochodem, to wiem ze przyjdzie czas w moim życiu ze będę tesknila za tym stanem spedzania życia w busie. Jest niewygodnie, zazwyczaj za zimno albo za ciepło, tyłek ci odpada, ktoś zawsze je coś smierdzacego, bus się wlecze, godziny dotarcia albo startu drogi są zawsze w środku nocy albo nad chorym ranem-ale to co widzisz za oknem i czas który masz tylko dla siebie jest esencja całej podróży i wiem ze będę za tym tesknila bbb mocno. Chyba ze spedze całe życie w podróży hmmm, z tym ze każda podróż jest inna...no nieważne.

Dziś bus przyjechał po nas o 4 rano. Miał nas odebrać ktos spod hotelu, wiec jak zwykle myslimy ze podjedzie coś żeby nas zawieść gdzieś, tam się przesiadziemy 3 razy żeby w końcu być we właściwym busie...a tu niespodzianka podjezdza po nas lokalny bus....myslimy sobie pewnie tylko na stacje a tam zmiana...po tym jak wladowali nasze plecaki na dach dowiadujemy się ze ten super lokalny bus jest na cała droga heeheh, przynajmniej ma siedzenia. Na tyle masa plastikowych ogrodowych krzeselek, myśle sobie przewoza je...po entym przytanku, jak na lokalny bus przystało, okazuje się ze krzeselka są dodatkowymi siedzeniami dla kolejnych podroznikow:) tym sposobem z miejscami na dachu i plastikowymi krzeselkami-może nas się zabrać wiecej-genialne!:))
No i jedziemy. Jest jeden koleś odpowiedzialny na luksus podróży hahah rozsadza wszytkich, rozdaje krzeselka, sam spędza drogę zwisajac z busa tam gdzie kieds były drzwi:)
Wszytsko tutaj dziwi i nic nie jest przystosowane dla turystów-co wiadomo jest na plus. Rano jak wsiadalismy do busa całe miasteczko było już na nogach-o 4.00 rano! Ktoś śpiewał, grał na giatarze, jadł, gotowal, jakby nigdy nikt nie chodzil spać-do tego każdy w dobrym humorze....czasami myśle ze jestem zmęczona tym wszytkim, wiecznym przemieszczaniem się, pakowaniem, zmienianiem łóżka, praniem ubrań na sobie pod prysznicem o ile taki jest, szukaniem jedzenia i atrakcji, albo jak na przykład bo tym ostatnim busie który dojechał w środku nocy i ten namiot do tego-było mi już serio wszytko jedno, byłam poprostu nieziemsko zmęczona i co się działo wokół mnie było mi obojętne....czasem jezdzac z Supon i chodzący po różnych miejscach smiejemy się ze jeśli gdzieś jest w miare czysta woda i kawałek podłogi to właściwie możemy żyć w takim miejscu:) w każdym razie wszytko to co meczy nagle staje się zapomniane bo zawsze chwile pózniej w takie rano jak np. dzis ktoś mnie zagaduje, rozsmiesza nad ranem, podaje kawę bo widzi ze ledwo widzę na oczy, wsiadam znowu do busa za oknem wschód słońca, droga równa Nic temu pieknemu widokowi (hahah;)) niedorowna, wiec myśle sobie ze nie-nie chce być nigdzie indziej.

Wciąż jedziemy, chyba tak pojedziemy trzy doby, zatrzymujemy się w każdej wsi, nowi ludzie laduja się na dach i schodzą z niego, każdy ptrzystanek to kilkanaście minut do tego wleczemy się za jakimś traktorem od godziny lalala chce być już na miejscu:)
Kolejny przystanek, idę na dach z Michałem, rozkladam się bo kupa miejsca i już się cieszę ze nie będę miała czyjejś stopy w zebrach jak w środku. Po czym przychodzi kierowca i mówi no ladies...dlaczego??? Bo nie! Michał może a ja nie...:(wracam niepocieszona na swoje mini siedzenie w środku:( po czym dowiaduje się ze dach jest tylko dla mężczyzn, kobiety i mnisi zawsze w środku.

Już rozumiem dlaczego nie ma tutaj nocnych busów, droga jest tak kreta i gorzysta, jeszze bardziej niż ta prowadząca nad morze, ze niemożliwe by było jechać tędy nocą. Zero oświetlenia, stromy spad po prawej, nawierzchnia kamienista....jedziemy i jedziemy i na każdym przystanku kierowca mówi ze jeszcze 2 godziny-nie ma końca tej meki!!:) i tak w sumie w całym kraju-dlatego wszytkiego busy kursuja w ciagu dnia. Ale budują się nowe drogi, a właściwie lokalne kobiety je budują bez maszyn bez niczego, pala smole na wielkich ogniskach w wielkich bekach, pózniej ja przenoszą na bambusowych noszach i rolzewaja na droge. Kamien tez krusza ręcznie i pózniej przez wielkie sito przesiewaja mniejsze i większe kamienie-wszytko tymi recami:) i wszytko w upale ponad 40 stopni...
W końcu dojezdzamy do jakiegoś skrzyżowania, brak przystanku czy stacji, ale nieważne -koniec!!
Jestem wykonczona, 12 godzin w lokalnym busie w ciagu dnia bez klimy bez okien w tumanach kurzu, pózniej szukamy jeszze noclegu, wszytko raczej drogie w granicach 7 dolarów- wiec na nasz budżet super drogo, ale z drugiej strony cola która kosztuje tutaj 1000 kiat czyli ponad dolara tez jest dla nas taaaka droga:) ok pokój wielki, snidanie wliczone-bierzemy! Bukujemy tez lodz na jutro żeby zobaczyć jezioro i bus na sobote do yangon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz