czwartek, 21 sierpnia 2014

Two faMALEs in MALEdiwy / Miesiąc miodowy z Natalia:)

Tym razem napisze kilka slow o Malediwach na których znalazłam sie bardzo spontanicznie z Natalia.
Lot z mediolanu do Moskwy 3 godz, pozniej jedyne 6 godz kimy w Moskwie na podłodze, a na koniec 9 godz lotu do tego miejsca na świecie zwanego przez wielu rajem.

Ladujemy o 9 rano lokalnego czasu, za oknem placki białego piasku większość tuż pod woda, jest ich tysiące, dokładnie 1192, w tym 200 niezamieszkałych a 100 przerobionych na rajskie resorty doki na palach i te sprawy, -cos czego będziemy unikać, zeby udowodnić sobie ze da sie zrobic to miejsce budżetowo....zobaczymy
Lotnisko śmieszne, najpierw dlugaaa kolejka po darmowa wizę na 30 dni, a zaraz za panem wydającym wizę plaza!! Plaza woda palmy!
Z lotniska bierzemy bus do hulumale gdzie zrobilysmy sobie hotelowa rezerwacje na pierwsza noc, tak zwany rekonesans. Pan w info na lotnisku chce Zadzw do naszego hotelu zeby nas odebrał, a my ze nie...ze busem....on ze niewygodnie....my ze taniej:)-to do niego przemowilo.
Jesteśmy w hotelu 50 dol za noc...hmmm miało byc mniej ale wszędzie doliczjaja tu podatek za łóżku, za to i tamto....No ok....w koncu jest Net ac balkon i prysznic:)
Po szybkim prysznicu idziemy oglądać co tu maja....a maja sie całkiem dobrze! Szerokie ładne chodniki, kosze na śmieci, klimatyzowane autobusy, sklepy zaopatrzone po uszy....No jak nie w Azji, albo wlasnie jak w Azji tylko nie tej wyspiarskiej. A to dlatego ze z turystyki maja tutaj taka kasę, lepsza niż w Europie wiec nikt tutaj nie głoduje, każdy szczęśliwy, pachnący sobie żyje....dlatego moze tez byc ciezko z tanim noclegiem.
Poki co wiemy ze jedzenie jest tanie....wieczorowa pora otwierają sie mini lokalne knajpy z zastawionym jedzieniem stołami ...a jedzenie pycha bo jak w Indiach daal, paratha, pakora i inne pacie-extra!! Jedyne co nas zmylilo to ryż który miał byc na słodko a okazał sie ryżem w słonej wodzie w misce:) poslodzilysmy i zjadlysmy :)- na co pan obok nas siedzący śmiał sie cichaczem pod nosem:)

Z hulumale zeby dostać sie do stolicy male pływają co chwila promy za kilka zlotych. Najpierw wjeżdżają na nie bardzo popularne tutaj skutery a pozniej cisną tabuny ludzi.

Dzis rano wyladowalysmy,wciaz nie wiemy gdzie jechać dalej i jak....zero informacji czy lokalnych pomagierow chętnych do pokazania ci okolicy....jak zawsze na nich narzekam to teraz za Nimi tesknie, brak mapek czy informacji w necie....niełatwe zycie prekursorek:)
Tak wiec nic nie zorganizowaliśmy oprocz imprezy na wieczor na jakimś jachcie...moze tam nam ktoś z czymś pomoże....tak czy siak dobry początek!

Zaczynam z grubej rury...prawdziwe Malediwy i widok z naszego pierwszego Male okna, budowa wszedzie. Hulhumale jesze kilka lat temu nie istanilo, usypali ja sobie jakis czas temu, zeby pomiescic ludzi i dam im miejsce do zycia, wiec pelne jest nowych blokow, a za kilka lat pewnie hoteli. Jest tutaj plaza, cos czego nie ma w Male....jest tez duzo spokojniej i ladniej,  chociaz budowa wre:)
Pierwszy pokój :)))
Pierwszy raz na promie z Hulkumale do Male :)))))
Pierwszy widok na całą stolice:))))))))))
Impreza na B-jachcie. W pierwsza noc zostalysmy zaproszone na impreze dla ekspatow na wilekim jachcie...niezly poczatek, chcoiaz powrot w nocy mini lodeczka do domu byl ciekawy:)
W bangladeskiej restauracji.
Zakazy, zakazy....
Wieczorowa pora wszyscy sie zbieraja, by ogladac wiadomosci we wspolnym, na srodku ulicy namiocie telewizyjnym.
Banany!!!
W oczekiwaniu na prom.

Po pierwszym bardzo zmeczonym dniu...bo nowe miejsce, bo nie mamy planu, bo wszytko nowe, bo za nami tysiace kilometrow lotu....Dzis tysiąc razy lepszy dzien!!
Wyszlysmy z hotelu rano wciaz niedospane po wczorajszej imprezie na środku oceanu z obcymi ekspatami, których jest tu sporo, rekinami i po powrocie do domu mała lodeczka po nocy.... i nie wiedzialysmy co ze sobą zrobic wiec poszlysmy na CS i chciiaz z początku nie zapowiadało sie dobrze spędzilysmy mega extra dzien na Hulhumale wyspie. 
Kolesie okazali sie przefajni, obwiezli nas na skuterach po całej wyspie, zjedlismy pyszne bo jedzenie jednak jest tu super i jak w Indiach wiec mmm i mega tanie! Tylko noclegi super drogie, ale dzis mieszkamy w najlepszym budynku na całej wyspie mamy nawet basen!!:) i mieszkamy tam same!! Chłopaki sa stad wiec na każdej wyspie maja kolegę albo znajomego wiec nas zorganizują i pochytaja z nimi-extra!! W ten sposob damy jakoś rade. Bo inaczej to serio Malediwy to wciaz droga sprawa. Z reszta z takim zamysłem je wybudowali....kraj resortów dla najbogatszych....ale prEz to nie ma tu biedy w ogole.
Wiec jutro płyniemy promem do nowego raju na co bardzo sie ciesze!!!
Plaze niesamowite tak  niebieskie i ciepłe, rybek i wszystkiego innego pełno!

Zycie tutaj jest mega ciekawe bo w ogole jak mowilam juz nie ma biedy każdy ci mowi ze z praca spoko ze każdy łatwo ja znajduje, każdy żyje na wypasie , maja spoko samochody No raj! I oprocz islamu maja sie tu extra
Bo na plazy w bikini nie można , knajp nie ma, zycie bardzo uproszczone i rygorystyczne pod tym względem. Imprezy czy bikini tylko w resortach i to za miliony....
Ale ludzie przemili każdy ci powie co i jak, uśmiechnie sie, pożyczy telef zeby zadzwonić bardzo bezpiecznie, wszytko łatwe i logiczne i jak czysto!
Tylko ze ten islam, gdyby była tu każda inna religia to żyłoby sie jak w raju. Buddyzm by tu im stworzył wyspy komuny i hipisow:) A tak spędzamy cały dzien w szmatach od stop do głów, tak samo w wodzie...:) taki kraj i takie zasady, po to tu jesteśmy zeby je poznac.
Wiec jutro nowa wyspa ale jeszcze koledzy maja dla nas robic tuńczyka bo tu każdy na tunczyku żyje:)

Taki dzien jak dzis rekomensuje wszytkie trudy podróży
Aaaa i przypomniało mi sie co sie robi w takiej podróży, nie ma ze sie nudzisz czy relaksujesz, odkąd przylecialysmy nie było nawet czasu na pożądny sen....bo cały czas szukasz noclegu , planujesz gdzie dalej i co by tu zjeść!! A to wszytko przeplecione gadkami z lokalnymi ludźmi!!
Wczoraj na kolacje udało nam sie zjeść solony ryż bo myslalsmy ze bedzie na słodko, jak w Indiach....ale nie:)
W ogole ludzie sa tutaj jak tam! Super miło!

Bikers...:)
Hulhumale beach.
Pierwsze zdjecie w szmatach na plazy....i nieostatnie.

Na promie do Male.
Surfers beach in Male.
Łóżko, a raczej łoże numer dwa.
Nasz prywatny basen....
.....z którego wieczorową porą skorzystałyśmy....bardzo przyjemnie....

Dzień 3 (brak czasu na wszytko)
Na śniadanie zjadlysmy dziś pyszny malediwski przysmak, mianowicie wędzony tuńczyk z posiekanym kokosomem, czymś zielonym i masa przypraw zagryzione ciapati-pycha!!!
Pozniej szybki skok do Male promem na skuterach, wizyta i fotka pod największym meczetem na wyspach. Kawa w rybackiej wiosce i skok na motorówkę do Maalfushi, wyspę ktora miała byc zawalona turystami
Płyniemy motorówka ja i Natalia szybko i skaczaco na falach a za nami latające ryby!! To moje pierwsze latające ryby w życiu wiec wielkaaaaa radość!!:)
Po 40 min jak po praniu w wirowce i wciaz lekko niewazkie dopływamy do Maalfushi. Wyspę można obejść w jakies 20 min dookoła. Atrakcja jest tu największe na malediwach wiezienie liczące około 700 więźniów, siedzących za alko lub dragi....taki kraj pijesz sobie male piwko na plazy bummm 10 lat więzienia, palisz mini cos bumm 25 lat więzienia....takie zasady, w związku z tym bardzo brakuje nam tu zimnego wina/piwka, a mi najbardziej muzyki, nawet bardzo bardzo bardzo!!
Wracając do atrakcji przez wieksze A niz wiezienie, hmm plaza jedyna na male za parawanem wiec można sie pokazać w uuu bikini(jak pozniej sie okazuje wcale niejedyna i jest takich wiecej)....parawan z dziurami i mocno udawany ale zasad trzeba sie trzymać, co jeszcze 4 lokalne sklepy, duzo tuńczyka, śmieci tez troche....taki podupadły raj i super bo ja lubie takie klimaty, ale chyba nie każdy:) duzo hosteli wynajmujących pokoje za duzo pieniędzy, duzo nowobudujacych sie miejsc, duzo palm i bardzo duzo spokoju:)
Jutro rano płyniemy poznac lokalne wody i mam nadzieje zobaczyć wiecej latających rybek:)))

Kulki z tunczykiem, ktore pozniej nieraz uratuja nas przed wyglodzeniem sie.
Na promie do Male z nowymi super kolegami.
Wędrowniczki pod meczetem w Male.

Śniadanie u naszego CS Nehreza z Azu i ich rodzina.
Masuni i roshi....bardzooo pycha!
W oczekiwaniu na prom w bajkerowej kolejce:)
Piękne zdjęcie Azu i ja:)

Meczte w Male.


------------------------------------------------
Prom wziął nas do Maaaalfushi (przez długie aaaaa).....a w Maaalfushi odebrał nas kolega strażnik teksasu i wziął na sexy beach....taki islam...tu wiezienie, a tu sexy beach....hmmmm
Jak widać miesiac poślubny nam sie udał ;)))))
Domek.
A tu co robie?.....tak znowu czekam na prom....chociaz nie mozna powiedziec, sa bardzo punktualne!
Natalia i strażnik teksasu, który był super pomocnym kolegą z wyspy.
Taczki na bagaż.


Palmy...wszędzie palmy.

Romatyczne śniadanie....:)
Radość na speed boat...w drodze na pierwsze mega extra snorkle.
:) bez komentarza B:)
tu również...;)
Piękny miałyśmy guest house z chińską rodziną i szalonym sasiądem z Algieri .

Domki na podobny styl jak w Gambi.

Huragany, deszcze, snorklowanie wszytko juz przezylysmy....udało nam sie nawet popłynąć na rajski sand bank i snorklowac w głębokiej i cudnej rafie z lokalnym strażnikiem więzienia:) zwanym przez nas strażnikiem teksasu ;)
Maalfushi było bardzo ładne, nieduża wyspa z więzieniem, mała plaza i turystami.
Mialysmy zostać tam tylko jedna noc, ale przyszła burza, promy odwołane....utknelysmy jak to czesto bywa na wyspie na kolejna noc i kolejny pochmurny dzien, ale spoko bo w koncu sie wyspalysmy, nadrobilysmy zaległości netowe....bo co jest tu niesamowite to fakt ze wszędzie jest tu swietnie działające wifi!! No ale co innego tu robic jak nie siedzieć w necie. Słońce zachodzi po 18... I koniec dnia.
Dzis rano znowu troche rybek, rafa jest tu wszędzie i bardzo kolorowa....taaakie ryby widziałyśmy:) pozniej szybki prysznic i idziemy czatowac na prom, bo oczywiście rozkładu jazdy nie ma. Prom bedzie albo nie bedzie w zależności od pogody, o ktorej godzinie....soon(wkrótce)...:) ale generalnie udało nam sie ustalić mniej wiecej o ktorej i jakiego koloru, kolor promu ważna rzecz! Koło naszej godziny zaczęło sie robic tłoczno w porcie, a tłoczno tu nie ma nigdy i nigdzie, wiec uznalysmy, pomimo wielkiej ulewy godzinę wcześniej, ze chyba jednak uda nam sie wydostać z wyspy!!
W porcie jeszcze gadka z lokalnymi....każdy jest tu bardzo miły i fajny, ze poprostu ciezko to oddać w słowach....jak pisałam żyją w raju, maja fajne zycie to sa tez mili.... Czasem narzekają ze nic sie nie dzieje, ze nuda, ale generalnie na wyspie wielkości km na pol km maja motor czy samochód, pytając po co im to mówią ze na cos musza wydawać ta kasę ktora maja wiec czemu nie na furke...hmmm..... A moze by tak na żaglówke?!...taniej i fajniej byłoby sie przemieszczać wtedy miedzy wyspami....hmmm
Tak wiec hop na prom i po 30 min jesteśmy na nowej wyspie Guraidhoo. Wszyscy mówili ze słaba wyspa, ze brudna, ze obok Maalfushi wiec podobna, ale ze srednio warta odwiedzenia, a ja po 20 min pobytu tutaj jestem juz zakochanA.
Wyspa zdecydowanie bardziej lokalna, mniejsza, bardzo mało turystyczna i taka lekko zapomniania....lubie!!
Nocleg udało nam sie wynegocjować w miarę ok cenie ....chociaz poważnie, codziennie kilka razy dziennie mówimy z Natalia do siebie jak bardzo oni tu upadli na głowę z tymi cenami!!! Normalnie guesthouse w okolicach 70dol za noc!!!! Ja wiem ze ładnie i Malediwy, ale serio nie jest aż tak ładnie i tak to wszytko warte tej ceny....nie mowie juz o kosztach wycieczek czy innych turystycznych spraw....No ale jakoś nam sie udało znaleźć pokój w miarę w naszym budżecie ....ładny, czysty, ac, wifi, mega miła obsługa, ktora odrazu nas wzięła na spacer po wyspie, do siebie do domu, cała rodzina z nami, kawa, ciasteczka No super miło!!! Wyspa śliczna taka zielona, wielkie palmy, kolorowe i pachnące kwiaty, każdy miły, 3 sklepy i nawet jeden lokalny bar!:) obok jest wyspa resort wiec możemy sobie na nich popatrzeć, ale jest tez obok bezludna wyspa na ktora przy odplywie można dojść na piechotę!! Tak tak!! Jutro pójdziemy!! Wyspa ta leży na rafie, wiec znowu rybki!!! Tak tak tak:)))
Bardzo ładnie! Jest tez tu mała zatoczka, błękitna płytka woda, biały piasek rajek...:) słońce zaszło, jacyś młodzi ludzie siedzą nad woda....ohhh brak winka....mocny brak winka:/ :) śmieszna jest tez tu moda bo każdy ma wielka czupryne i styl troche na pirata z karaibow:) panny wiadomo w szmatach, wnętrza domów bardzo kolorowe, bardziej niż w Indiach, każda ściana w innym dzikim, szalonym kolorze, klimat bardzo wyspiarski i jako ktoś podróżujący z plecakiem moge powiedziec ze nie jest to kraj dla "starych ludzi", ale w sumie poki co udaje nam sie łapać wszytko, z wielka elastycznoscia, jakotako....w miarę ok....duzo pomocy z CS!! Za co codziennie jesteśmy mega wdzięczne!!

Jeszcze raz Summer villa, która bardzo polecamy, bardzo miła obsługa i co nieco wie o pobliskich wyspach....a to wiedza wsrod lokalnych nieczęsta...(?!)
Jak w basenie.....









Kolejne łóżko i palmy ułożone z recznikow :)))...ślicznie!
Maalfushi głóna ulica....


Pod więzieniem.

Taka mini acz urokliwa plaza tam.
Sklepy byly, beda?!....teraz nie ma.




Pierwszy raz na sand bank-niesamowite wrażenie! Biały piasek a dookoła przeżroczysta woda.
Delfiny z nami płyneły.
Widok z góry na Maalfushi. Po lewej meczet, po prawej wiezienie.
Wiezienie z bliska:).....mówiłam już że maja tam wiezienie ?!:))))))))
-----------------------------------------

Na promie w drodze do Guraidhoo:)
Wnetrza domów przekolorowe, kazda sciana inna, sufit inny, wszytko inne:)

Bezludna wyspa koło Guraidhoo okazała sie smieciowskiem....piękne widoki, płytka błękitna woda, biały piasek....ale smieciowisko....szkoda bo przy tak małej populacji na wyspach mogłoby tu byc duzo lepiej. Jeden dzien zbierania śmieci i na prawde maja raj czysty i zadbany, a w takich warunkach raj wyglada inaczej niż każdy to sobie wyobraża czy widzi w folderach.
Podczas pobytu tutaj widziałyśmy bardzo popularny tutaj film the island president, który pokazuje jak globalne ocieplenie ma negatywny wpływ na ten kraj. Jak przy obecnym stężeniu co2, cały kraj moze znikać pod woda za kilka lat i jak tutejsze władze walczą z całym światem, zeby pomyśleć o tym, jakby nie było dotyczącym każdego z nas problemem. Film bardzo fajnie nakręcony, spoty pod woda, piękne zdjęcia, prezydent fajny, ale jestes tutaj, widzisz ten film i świadomość tego problemu, ale w tym samym czasie brak praktycznych rozwiązań....każdy buja sie tutaj speedboatem, jeździ na skuterach, brak solarnch rozwiązań, brak żaglówek, spalarnie śmieci i plastikow....hmmm
Jakby nie było spedzilysmy dzien w Guraidhoo i było bardzo miło. Na kolacje jak zwykle tuńczyk w jednym lokalnym barze.



Następnego dnia prom o 7 rano do Maalfushi, tam 3 godz drzemki na plazy i następny prom(44 rufi za osobę do Fulidhoo, czyli jakies 8zl;2 godz).wszytko bardzo na czas(jak juz płynie). Na promie nowe znajomosci, gdzie dowiadujemy sie ze promy maja tutaj dopiero od 4 lat, ze wcześniej cała wyspa rok zbierała kasę zeby wziąsc speed boat i wyruszyć do stolicy czy gdzies dalej, ze na wyspie nie ma pitnej wody, ze tylko deszczówka, ze jak susza to z male płyną kontenery wody, ze większość lokalnych bierze ślub w wieku 20lat, dzieci rodzina, mała rodzina, bo na wyspie nie ma miejsca na wielodzietne familie, praca w resorcie, mało podróżują bo lubią swoj raj i dobrze im tutaj, ze turystyka poza resortowa powoli sie rozrasta....powoli-dobre słowo:) Poznalysmy nawet Polska rodzine, mieszkająca w Irlandii, po raz drugi na wakacjach tutaj.
Fulidhoo kolejnym rajem. Małym bo ma jakies 400 na 300 m. Woda tak czysta, ze jesCze takiego koloru nie widziałam i masz ochotę od razu wskoczyć do wody, od razu!!!! Dookoła nic, czysty horyzont i tylko my na zielonej wyspie. Noclegu nie mamy ale na promie poznajemy Ahmeda, który ma tutaj jeden z dwóch guesthousow. Na początek rzuca nam jakies 70dol za noc, po jakimś czasie rozmowy okazuje sie ze można taniej, ze można u lokalnych wynająć pokój, ze można bez netu, śniadania i ac duzo taniej, ale kto by tak chciał -my!!!:) koniec końców....nie wiem jak...dostajemy piekny pokój w pięknym kąciku, pięknego biało niebieskiego domku! Z pięknym gankiem tuż na brzegu przepieknego oceanu. Wszędzie da sie taniej i przystępnie....trzeba tylko duzo elastyczności i jakoś to bedzie podejścia:)
Na wyspie tylko my i moze 5 innych przyjezdnych, cisza, spokój i absolutne wrażenie ze jestes na środku oceanu, daleko tak daleko tak....z reszta słuszne:)
Wieczorem wychodzimy gdzies cos zjeść i hmm....jedyne co udaje nam sie dostać, pomimo tego ze maja tu aż trzy lokalne restauracje to trzy jaja na twardo i dwie słodki bułki z cukrem hmmm. Tak wiec na kolacje jajo z bułka z cukrem:) To i tak lepiej niż poprzedniej nocy gdzie na kolacje wypilysmy po czarnej herbacie....:) z jedzeniem na własna rękę nie jest tu łatwo, brak owoców, czy soków....No ale kto by myslal o jedzeniu w raju...;)
Widzimy jak przywożą tutaj lodziami turystów z oddalonych resortów, strzelają im cepeliade na bebenkach, lokalne kobiety sie ściskają z nimi hmmm, a pozniej shopping na lokalnym jak go zwia high streecie z kilkoma sklepami, w którym dosłownie kilka chińskich suwenirow i puste polki....hmmm.
Plaza jest tu piękna bo dokola laguna, nie ma portu bo rafa dookoła, jak zwykle parawan dla fanów bikini....my kąpiemy sie wieczorowa pora w szmatach w centrum wyspy. No ładnie bo brak turystów, nawet poraz pierwszy brak wifi, ale brak tez jedzenia czy czegokolwiek wiec zasypiamy koło 21:)


Jutro promem o 11 rano wracamy do male, zeby złapać kolejne promy na północ tym razem.
Po 10 dniach poki co spędzonych tutaj sama nie wiem czy jest to prawdziwy raj, czy moze bardziej bardzo dobrze marketingowo sprzedane miejsce na świecie, z dobra nazwa geograficzna i z pięknymi zdjęciami w tle, ktore to wlasnie przyciągają ludzi, bo na pewno nie tłumy.
Do tego jest to bardzo droga destynacja, jeśli nie masz ochoty biwakowac na plazy, fajne miejsce na absolutny chill i fajnie ze jestes tak daleko od czegokolwiek, ale ja raj chyba jednak kojarzę z innymi miejscami, No ale warto jechać wszędzie i przekonać sie na własnej skórze co lubisz a co mniej:) na pewno jest to bardzo fajny naród bardzo otwarty, przyjazny i przedewszystkim nikt na nic cie nie naciaga, czy stara sie cie podirytowac, chciiaz wczoraj pan który sprzedawał nam resztki jedzenia podał nam taka cenę, ze albo absolutnie nie potrafi liczyć, albo liczył na to ze wszytko nam jedno ile płacimy....
Siedzę wlasnie sama na pustej plazy, spokój, szum fal, duzo ptaków....pieknie, chciiaz afrykańskie nic nie robienie jakoś mniej mnie rozwalalo niż tutejsze, ale wiem nie powinno sie porównywać....ide popływać z rybkami!:)
Dziś na śniadsnie co....? Tuńczyk!!! nasz główny bohater wycieczki!:)



Resort w oddali.

5-latek mam ;)


Jak w Afryce wszędzie były rozsatawione plastikowe krzesła do relaxu, tutaj ławko/krzesła robią sami na wzór hamaka....fajnei wyglądaja, są wszędzie, ale czy wygodne hmmmm. I jest to chyba ich jedyny tutejszy wyrób, dostępna również wersja wisząca.

:)



Parawan oddzielający plaże lokalną od tej bikiniowej:) Jak widać poważna sprawa.








Ojj nooo....sesja musi byc:)

Na promie do Male.
z moją lokalną truskaweczką ;)))))

Sklepy są otwarte w bardzo różnych i przypadkowych godzinach, także część wycieczki również spędziłsymy pod sklepem w oczekiwaniu aż otworzą....
Kolejne łóżko tym razem na Fulidhoo.
Bardzo fajny guesthouse...Coral Inn czy jakoś tak:)



Śmieciowisko....a poniżej ja w wodzie :)


Ulice na każdej wyspie takie same...piaskowe....każda wyspa podobna, bo meczet, bo główna ulica, bo port....a jednak inne....inne zwyczaje, inny ludzie, czasem nawet inaczej wygladający i za każdym razem inny klimat....Maalfushi było bardzo turystyczne, brak zieleni, same domki i hotele i wiezienie :), Guraidhoo czy Fulidhoo ma duzo wiecej przestrzeni, bardzo zielone, bardziej lokalne.....milsze.






-------------------------------------------------------
I znowu na promie gdzieś daleko....długo sie płyneło i lekko nam odbiło:)





Fuildhoo.....pięknie!!!!!!!



....o tak nam odbiło:)

Male i parking przyportowy.
A tu kolejny wieczór w Male spędzony mega fajnie na cs, przy kokosach i kupie śmiechu!
Prom do Guraidhoo....tym razem lekko na północy zachód płyniemy.

Natalia i Ahmed po prawej.
Ekipa:)


Tu jeszcze trochę Fulidhoo i nasz piękny biało niebieski domek tuż na plaży.












Absolutny raj i tylko my dwie w nim!

Natalia zostałby na Fulidhoo, ja cisne dalej, wiecej:) ale ma racje był tam absolutny raj....my same na plazy, Ahmed zawsze gdzies za rogiem hahha raz miał nas zaprowadzić do drugiego z dwóch guesthousow na wyspie pol na pol km i sie zgubił, musiał pytać o drogę hahha przeuroczy sa:))
Prom z Fulidhoo do male o 11.00 rano. Oczywiście nic do jedzenia, jakies resztki z wczoraj....kawa....pogoda na prom idealna, całe 4 godz spędzamy leżąc na białym dachu promu mmmm. Ekipę mamy przednia jest Ahmed sa tez inni którzy juz nieraz z nami plyneli, chyba z braku laku tak sobie pływają z wyspy na wyspę bo czemu nie:) piją redbula za redbulem. Jak wiadomo nie ma tutaj piwa, wiec lokalnym substytutem stały sie napoje energetyzujace....taaa bo do tego nic nie robienia trzeba duzooo energi;)) numer jeden jest redbull, numer dwa i tu uwaga XL-made In poland. Na promie sa z nami turyści, jakby z islandi przefajni robią sobie fotki na dziobie na titanica, siadają wsród naszej ekipy i jakby nigdy nic cykaja fote za fota, koszulka i love Maalfushi....No cudni ;)


Płyniemy....do male dopływamy koło 15.00. Port znamy wiec szybki skok na kawę w rybackim barze. Sprawa Gazy jest tu głośna, wszędzie grafiti, marsz głównymi ulicami, nawet skauci zbierają kasę hmmm...
Tym razem mamy zamiar spać w male, nie hulumale jak ostatnio. Bierzemy taxowke jak każdy tutaj, kurs do każdego punktu wyspy około 5 zł i suniemy ulicami stolicy:) sklepy ze wszystkim co można dostać w Indiach, Malezji czy Tajlandi  (aaaa nawet w Polsce-maja tu sklep wedla!!! Hmm...) i wszędzie, wąskie uliczki wypełnione skuterami i samochodami hmmm riksze by im sie tu bardziej zdały...ale wiadomo mniejszy lans niż w najnowszej toyocie....
Uchodźcy z Bangladeszu witają nas swoim pysznym jedzeniem i kawa mmmm, jemy duzo i szybko....zły pomysł ;)
JesCze gorszym pomysłem okazują sie rozmowy o życiu co dalej i gdzie dalej, skoro znowu jesteśmy w centrum Maldiwow. Codzienna walka o tani nocleg, łapanie promów w jedna stronę i spowrotem, wczesne wstawanie, brak jakiejkolwiek informcji gdzie i którędy mmmm sa takie momenty ze mamy dość:) Powstaje plan A, plan B i plan C, którym jest jutrzejszy lot na Sri Lanke hahah, sprawdzamy bilety około 100 dol, wizy 35 dol, CS....hmm jedziemy? Jedziemy!!!! ....po chwili dostajemy SMS od jednego chłopaka ze zawatwil nam extra nocleg na niedalekiej wyspie i od kolejnego chłopaka ze wychodzimy dzis, ze pokaże nam Male....No to dobraaa zostajemy na Malediwach hahhaha. Góra dol, góra dol....ale decyzja dobra, bo lepiej zostać gdzies dłużej, poznac kraj, albo chciiaz pozwolić sobie poczuć ze sie go poznalo, a nie odhaczyć w 10 dni i gnac dalej(jeśli tylko możesz sobie na to pozwolić)....nie nie nie:)) tak wiec zostajemy i dajemy nieść sie dalszej przygodzie:)


Wieczor w male wyborny!!!:) ciezko uwierzyć jak bardzo designerskie kawiarnie, bo nie bary, tutaj maja. WszedZie coctaile na redbulu, poznajemy mała elitke tutejszej części swiata z własnym nowo zakupionym dronem i wszystkimi innymi możliwymi gadżetami hmmm i tak sie wozimy po wyspie do późnych godzin nocnych popijając kokosy.
Rano pobudka, bo znowu na prom....kolejny huragan, morze wzburzone....siedzimy na promie i rzygu rzygu...ale jutro ma wyjść słońce!!!!


Kampania prezydencka była prowadzona na każdej wyspie.
Widok z góry na nasz atol.
Polskie smakołyski, a jakże!!!
Kolejny parawan.

Kolorowe domki.
Suwenir sklep....sukienki, obrazy, takie tam.
W grupie siła.
To dopłynełyśmy na Rashdoo wyspe.
Głóna portowa ulica.

Rashdoo super piękne nie było, ale jakoś sie tam wpasowałyśmy na aż 4 noce, chyba trzeba było nam przerwy od codzinnego przemieszczania się i pakowania, nocleg udało nam się fajny załatwić w Rashdoo Inn, więc sie zasiedziałyśmy, życie sobie ułożyłyśmy i inne takie:)
Rafa jest tam niesamowita, zaraz z plaży schodzisz w świat podwodniej bajki...stołowe korale, przekolorowe ryby, wszytko rozległe, połozone głęboko i w kolorach tęczy....no pięknie!!!!
Warto tu przyjechać, żeby zobaczyc jak różna jest flora i fauna, w jak różnych warunkach żyją ludzie i jak inne prowadzą życie!

Do tego w naszym Innie mieszkała z nami para z Chin, która przyjechala na wakacje, żeby odnowić swoje więzy małżeńskie i przyrzec sobie jeszcze więcej miłości. Czekali na ten dzień długo....bo pogoda im nie sprzyjała...no czekali tyle az w końcu nawet nam udało sie wmontować w to wydarzenie. Hahahah śmieszne bo zawsze chciałam być wedding crushers hahaha, a tu prosze udało sie! Pomysł dosyć ciekawy bo tylko oni, my, Irena z czech i kilka loklanych na wyspie piasku na środku oceanu....Tak poprpstu bez wielkiej pompy, znajomych, a jednak bardzo romatycznie i bardzo uroczo.


Tu jeszcze nasz Rasdhoo Inn pokój na jaskinie....bez okien, z prysznicem fajnym, ale przez to że nigdzie tu nie ma wody pitnej, tylko korzystają z deszczówki i chyba coś do niej dodaja....każdy prysznic jest jak w wodzie z jajem.....strasznie smrodlawy.....brrr nie wiem czy do wszytkiego można się przyzwyczaić.....hmmm
Jak mówiłam kulki z tuńczykiem, kulki z jajkiem w środku i nasze ulubione dyski po prawej również z tuńczykiem w środku nieraz uratowały nam życie. Tak wyglada tu nasze sniadanie.....Z jedzeniem chyba jest tu najtrudniej, nie ma praktycznie w ogole knajp lokalnych, sklepy raczej puste i tez z tunczykiem głównie....jak knajpa jest już czynna, to tez nie wiadomo kiedy beda dyski, zazwyczaj kolo 12.00 i jak masz szczescie to jeszcze cos wieczorem bedzie....
Rashdoo Inn ganek.
Akacja bar w Rashdoo, czasem maja dyski, a czasem nie:) ale wieczorem maja ryz z tunczykiem i jajem...mmm ;) Za to pan kelner przekochany....serwuje ryz dumnie jak w wersalu :)




W drodze na wesele.







Kolejna wyspa na jakiej jesteśmy to Ukulhas. Godzinę drogi od Rashdoo. Prom wypłynał o 8 rano, chociaz mial byc o pierwszej hmmm...Oczywiscie poranna pora brak dyskow na wyspie, brak czegokolwiek=brak śniadania....wsiadamy na fajną łódź, tylko my, jakis pan z laptopem i dwoch panow z obslugi bardzo uradowanych nasza obecnoscia:) ja kima, natalia robi glupie! fotki i jestesmy w nowym miejscu. Znowu brak noclegu, ale pierwsza stopa na ladze postaniwona i juz ktos pyta gdzie spimy. Hop, krok i mamy kolejny super nocleg w dobrej cenie, nowootwarty, jestesmy drugim gosciem. Obsluga przefajna!!! plaza tylko dla nas. Na wsi nie ma juz zupelnie nic do jedzenia, a jak jest to w dolarach czyli drogo....jemy na kolacje ryz z fasolka z puszki...taaaa, lepiej niż wczorajsze zupki chińskie.....
Kolejnego dnia jedziemy z nowymi kolegami na snorkle. Widzimy 3 rekiny, plaszczki i harpunem polujemy na ośmiornice, ktorą teraz właśnie ide zjesc na lunch!:)

 W drodze do Ukulhas.
Apartament z chińskim wnętrzem.

 Ukulhas breeze Inn.


 Zielone ulice Ukulhas.
 Meczet w Ukulhas.

 Lokalny artyzm.
 Część dalsza miesiąca miodowego.
 Krzaczek i ja:)

 Ojojjj marwa ośmiornica.
 :)






 Aaaaa serio jej dotknełam....:)

 Przyssawki.

Martwa ośmiornica, a tusz wcale nie jest niebieski tylko brązowy!


Ostatnie dni w Hulhumale były super. Zamieszkalysmy u Nehreza i dalysmy sobie trzy dni lansowania sie w stolicy:))) Male i Hulhumale jest tak male ze można je obejść, żaden lokalny tego nie przyzna i powie ze wszędzie daleko, ale prawda jest taka ze na spacer dookoła wyspy spokojnie można sie wybrac.
Male jest bardzo specyficzna i unikalna stolica, położna jak całe Malediwy jakis metr nad poziomem morza, z daleka wyglada jak Manhatan. Na dwóch roznych końcach wyspy sa dwie rożne przystanie,obok nich niestety składowiska śmieci, po środku najstarszy i przepiękny meczet, niedaleko targ rybny i targ owoców które trzeba odwiedzić, bo każdy sprzedawca chetnie z toba pogada, poczęstuje cie lokalnym przysmakiem czy zaoferuje pyszny kokos do wypicia w ten upalny dzien.



 Papaje na targu owoców.
 Ryby na targu rybym:)





 Jack fruit.
 Banany:)

 Kokosy:)



 Hulhumale plaza.
 Znowu rundki dookoła wyspy.
 :)
 Natalia, Azu i ja.
 Nehrez i ja.
 W końcu zostałam lokalsem, ja i XL spedzilismy cały dzien razem tego dnia:)
 Vili Gili wyspa, super zielona, spokojna i bardzooo powolna....10 min od Male....
 ....z widokiem na Male.
 Hej.....
 Różowe blokowiska w Vili Gili.
 ....zieleń....
 ....i niebieskie domki....

 ....i żółte tez:)

 Trochę popadało....

 ...znowu ryby.








Male jest bardzo zatłoczone i oferuje wszytko drewno, piły, meble, silniki, jest sklep ze wszytkim, ale jest tez od groma małych kafejek na dachu czyjegoś domu i miejsc gdzie można sie zaszyć i pooglądać wszytko z góry.
W takich wlasnie miejscach spedzalysmy wieczory z naszymi nowymi znajomymi. Jak mowilam dawno juz nie poznałam tak duzo fajnych i mądrych ludzi, zorientowanych na rozwój swojego kraju, biznes i z olbrzymia wiedza. Jedna z takich osób był poznanym w jeden z ostatnich wieczorów Haku ( www.beachtripmaldives.com
Fahud Naseer (Haku) ), wie wszytko o Maledwiach do tego pracuje w turystyce, ma masę znajomosci i planuje otworzyć te piekny wyspy bardziej na bacpakerow- także drogi czytelniku jeśli planujesz sie tam wybrac, a powinieneś!! I nie chesz wydać milionów, a jednak duzo zobaczyć i dotknąć lokalnego życia, a nie tego sztucznego stworzonego w resortach, napisz do Haku....szkoda ze ja go nie znałam miesiac wcześniej!

Im bliżej wyjazdu tym dane miejsce wydaje ci sie piękniejsze.

Pierwszego dnia była piękna pogoda, każdy kolejny przynosił coraz mocniejszy huragan tak ze prom z hulhumale do Male kolysal nas bardzo mocno.....

No to stoję w kolejce do wylotu buhuhu tak pieknie było, tyle pięknych rybek widziałam, tyle pięknych obloczkow i ptaszków
Dzis bardzo pada chyba wyspy płaczą ze wylatujemy:))
Wczorajszy wieczor spedzilysmy z chłopakami na kolacji było miło i zjadlysmy Sri lankowe Kotu-taki przysmak warzywny rzecz jasna z tuńczykiem:)))....objadalm sie tutaj tuńczyka za wszytkie czasy....
Jak mowilam kraj bardzo ciekawy nawet na lotnisku jest ciekawie bo połowa odlotów nie masz pojęcia dokąd jest, a ludzie głownie z Azji i to tej ktora mało znamy wiec wyglądają bardzo ciekawie.
Podsumowując Maladiwy to wciąż droga destynacja, nie każdy ma to szczęście żeby posiadać kawałek ziemi, więc jak już go ma to chce stworzyć coś co będzie przynosiło wysokie zyski. Noclegi na booking, agodzie czy w ich cennikach wahają się od 70-100 dol za noc, jedzenie lokalne dla turystów też w okolicach 10 dol, promy tanie bo w okolicach atolu nie więcej niż 50 MVR czyli jakieś 10 zl, ale każdą cene da sie negocjować. Można też spać na plaży lub u lokalnych za kilka dolarów.

No to teraz tylko 8 godz lotu do Rosji, pozniej 15godz tam!!! aaaaaaa pozniej 4 do Londynu, pozniej godzina pociągiem do Natali i bede gotowa zeby zasnac na jej kanapie na kolejne 4 dni:)))

1 komentarz: