sobota, 3 sierpnia 2013

Cdn...

Casamance jest pięknym miejscem dużo wody i zieleni, co daje niepowtarzalna atmosferę i widoki. Do tego Cap Skiring jest chyba najlepsza częścią tego regionu, miejscem za dyche i jednym z ladnijeszych w jakich byłam! Piękne miejsce z palmami, czysta plaza, pusto, cicho i spokojnie. Zycie sie toczy. Ludzie niesamowicie mili. Obsługa w miejscu w którym sie zatrzymalysmy ze złota. Zostalysmy ugoszczone jak u kogos w domu. Wieczorem herbata, miłe towarzystwo, a na koniec odprowadzili nas na bus, niosąc nasze bagaże i jeszcze obdarowali nas prezentami. Każdemu polecam Mistique domki! Ładnie, tanio i super miło! Szkoda ze tylko dwa dni tam mialysmy, bo jest to miejsce w którym można zniknąć na dni kilkanaście....nasza wioska oddalona była od miasteczka jakies 3 km, które spokojnie można przejść plaza...my to zrobilysmy w deszczu. Ale w miasteczku tez super ludzie. Jest kilka restauracji na wypasie afrykańskim, ale sa tez lokalne, w których udało nam sie zjeść na talerzu!-rzadkość!:)-cieciorke!!:) prawie prawie prawie jak w Indiach-pycha! Cały nasz pobyt tam padało, ale plaza nawet w deszczu jest piękna, No i tez odpoczelysmy od upalu.
Dzis rano sie zebralysmy i juz w lepszych warunkach wrocilysmy w niecala godzinę do okropnego zigenszore....bilet tez jakoś w ta stronę był tańszy...w zigenszore skasowali nas dwa razy tyle...No cóż...zawsze znajdzie sie naciagacz....i za bagaż tez juz nie płacimy....bo to ich wymysł....i zależy od ciebie czy chcesz zapłacić....zigenszore jak zwykle przywitalo nas średnio miło....ale jakoś przeczekalysmy do odplyniecia promu, który miał tylko godzinna obsuwe i oto jesteśmy juz na pełnym morzu...po prawej gambia, przed nami Dakar!! Obok nas płynie sobie wesoło stado czarnych delfinow!!!







 W czarnej Afryce, czarne delfiny.



Prom taki, ze czegoś takiego sie nie spodziewalam! Klima pod podkładem, załadunek w ogóle jak do samolotu...taka odprawa. Na pokładzie czysto i komfortowo, sa nawet prysznice, a na wielkich tivikach canal plus:) sobie płyniemy....najpierw było rzeka, teraz juz ocean. 
Także region casamance zaliczony, teraz czas na północny senegal. Casamance polecam, jest wiocha, zielono i poprostu ładnie, w tym masa jak sie oni nazywają artystów:)- Łatwo sie podróżuje i ogólnie jest miło. Północ moze byc inna, bo juz na promie widać nowoczesna młodzież, biznesmenów....czegoś czego juz dawno nie widziałam...stolicowy Lans:)))) na promie można sobie za podwójna stawkę wziąsc kabiny...cos jak nasze kuszetki, albo jak my fotel...fotel sie rozkłada i tez jest całkiem wygodny:) 
fajna ta Afryka, każdy tańczy, śpiewa i czasem moze zaskoczyć cie taka czysta dobrocia, jakiej nigdzie sie juz nie spotyka! Wiadomo ze jest tez pełno kombinatorow....ale nie można wszytkich do jednego wora wrzucić, bo pozniej trafi ci sie taki Papi, którego mialysmy przyjemność poznac w Cap skiring...i aż ci głupio ze gdzies tam przez głowę ci przeszło, ze moze on czegoś chce w zamian....

Dakar baby!!!
Wysiadlysmy! Pierwsze co widzimy to bloki!! Chyba jedyne bloki w zachodniej Afryce i transport publiczny! Normalne prawdziwe busy jak w kato! Miasto po całości! Moze nawet kino i jakis SCC bedzie!!:)
Prom był przyordnicza przygoda. Koło 19.00 czyli po 3 godz plyniecia zeszlysmy pod pokład....a tam wszędzie rzygi i rzyganie....tylko widać kolesia z mopem, który myje i szoruje te ich dywany....No hardcore! W kiblu to samo. Nie wiem czy to ramadan i nic nie jedzenie przed cały dzień na falach, czy moze wlasnie po całym dniu niejedzenia nagle jedzenie na falach-ale nie było ok....wzielysmy nasze buly z serkiem na pokład i skonsumowalysmy kolacje przy zachodzie słońca. Kolejny punkt w programie prysznic....bo co tu robic. Troche buja, ale woda ciepła!! Nagrzana od silników....mmm przyjemnie, nawet z tym bujaniem. Na prysznic trafilysmy w odpowiednim momencie, tylko my sie wykapalsmy, a pozniej stał sie kiblem i rzygalnia....nieee i zleeee. Po prysznicu wyszlysmy na pokład, a tam znowu zmiana klimatu....w ramadanie...a tam muza na całego, pojedyncze osoby tańczą, piwo i wino sie leje...my na oceanie....No kosmos!:) wypilysmy colę, sie nagadalysmy i napatrzylysmy i poszlysmy spać. Najpierw na deku, ale po kilku godz nas zawialo....wiec przenoska na fotele...słabe spanie na siedzaco w klimie...także teraz juz po rejsie, siedzimy i czekamy aż kolega nas odbierze z portu....lekko sfatygowane. 
Zakupy z Fila Falo, co stoi w kącie zdjęcia.



Dakar market.
 Piekarnia.
Kijem....a może te....

Księgarnia.



 Lokalny transport.



 Mini plaża w Dakarze z Filo Falo.

Dwa dni pozniej....
Status wycieczki nam sie bardzo podwyższył....pijamy kawę na śniadanie, nie musimy szukać jedzenia chodząc po ciemnej dżungli....chociaż z drugiej strony, od początku jakoś super cieżko nie było- zawsze spalysmy w dobrych warunkach, czasem czegoś brakowało, ale ogólnie łóżko zawsze było....
W każdym razie odkad wyladowalysmy z dakarze zrobiło sie luskusowo. 
Nagle Wyladowalam znowu jak kiedys z Suphon w Birmie! Okazało sie ze Falo na prawde prowadzi z bratem hotel pod Dakarem.
A poznałam tego Falo totalnie przez przypadek kiedyś, raczej dawniej w gambi siedząc na ławce i sobie dyndajac nogami....zagadal, a ja luźno mu powiedziałam ze moze bede w senegalu- on na to ze w takim razie musimy sie spotkać znowu...i oto jesteśmy!:)
Odebrał nas z portu, ugoscil u siebie, a dzis rano wsiedlismy w bus....co prawda miała byc godzina jazdy....a zeszło tak 4 godz. Bus sie zatrzymywał w każdej wsi, lalo jak z cebra...ludzie pakowali wszytko na busa, w środku sprzedawali od obranych ugotowanych jaj, przez wahlarze, mydla, buly, dezodoranty....wiec nudno nie było, obmupilysmy sie znowu, ale jednak 4 godz siedzenia. Dojechalismy do wsi na południe od dakaru....a tu kurort jak z riweiry francuskiej....sklepy, wypsnae hotele....plaza, wszytko....
Z tego co rozumiemy, bo z nimi nigdy nie wiadomo...brat Falo ma tu hotel i nas zaprosił. Zaprosił tez masę innych znajomych. I tak sobie tu siedzimy w pięknym hotelu, pod palmami, tylko my i jakies 16 innych znajomych, plywamy noca w basenie , jemy kokosy zrywane prosto z palmy, jemy pyszne jedzenie i ogólnie jemy....mega miło jest
Dostalysmy extra pokój, No i jest nawet Net!!! Extra!! :)) - oto senegalska goscinnosc!
 Tak ładnie było.
 Krewetkowa uczta z kolegami.


Chcą żebyśmy w ogóle zostały na 2 tyg....hahah
Fajnie by było ale jutro sie zbieramy wracamy do dakaru...który mi przypomina Delhi. Krowy na środku drogi, niby europejskie markety i bloki a jednak pierdolnik....jedziemy nad to rozowe jezioro spędzamy tam jedna noc i w pon rano jedziemy dalej na północ....
Jest extra i tak łatwo ze wszytkim. Poznajemy po drodze super ludzi, którzy nieba nam uchylają...żadnych niebezpieczeństw....i super miły czas! I ciepło Non stop, chciiaz dzis znowu zmoklysmy do suchej nitki! 
Jesteśmy teraz w Mbur-ładnie tu plaza ładna ale za turystycznie....pełno bilalych i marketów....
No i tyle u nas. Wypasss i luz:)
Ide jesCze popływac, a pozniej spać:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz