niedziela, 14 kwietnia 2013

Uśmiechnięte wybrzeże Afryki - Gambia!


Od dziś będzie o Afryce....
Pierwszego kwietnia wylądowałam z Natalią w Gambi. The smiling cost jak mówią lokalni i nie kłamią. Każdy się uśmiecha przez co od razu czujesz się jak u siebie i mile widziany. Wystartowałyśmy z Londynu, trochę wody wody, a później juz tylko Sahara za oknem. 
Z lotniska odebrał nas Ebou, żeby zabrać nas do naszego nowego domu. Pierwsze widoki to głównie nic, pustynia, palmy, jakieś bilboardy głównie Africell- lokalna sieć komórkowa, uśmiechniety prezydent, i 3G internet, który wszedł tu chyba jakoś niedawno i jak to internet czy komórki podbił ten kraj. Może być największa bieda, ale komorke zawsze każdy ma, żeby zadzownić do sąsiada i mu powiedzieć zeby wyszedł posiedzieć z toba przed chate. To samo było w Indiach i całej Azji. Po drodze mijamy jakieś chaty, murowane domki, ktore później okazują sie sklepami, malowane znaki i szyldy sklepów. Ludzi raczej mało, a może zwyczajna ilość, tylko po Indiach widzi mi sie wszytko inaczej. Brak też różnorakich pojazdów, jedzenia na ulicy, zwierząt, nielicząc wszędobylskich osiolków, są za to kolorowo ubrane kobiety z dziećiem zawiązaym na plecach, wywiązaną z chusty kokardą na glowie. Autobusów loklanych nie ma, są za to taxówki, które ładują ile się da i jedziemy. Na straganach głównie banany i orzeszki. Mango drzewa rosną wszędzie, ale jeszcze nie sezon. Pogoda jak na patelni-dobra odmiana po zamrażarce w Londynie!
Jakto my...po szybkim osiedleniu sie w domku, pierwszy spacer musi być na plażę! Atlantyk hello!!! Fale zabujcy, na brzegu palmy, spacer czy w prawo, czy w lewo prowadzi do Senegalu- to może nie dziś.
Iaaaa, iaaaaaa. Osioł rabi tu wszytko, nosi pakunki, ciagnie wozy z ludzmi na tyle, pędzi i wywale wozy na zakrętach, lub spokjnie kroczy do przodu w poszukiwaiu czegoś do jedzenia.
W Afryce każdy dom jest domem otwartym, dla znajomych, obcyh, rodziny. Mieszkamy tu na kupie, wpadamy w gości bez uprzedzenia, żeby razem zjeśc, napic sie ataji- czyli zielonej herbaty, posiedzieć i pogapić sie przed siebie, posluchać muzyki, albo pogadać o tym jak mi się podoba w Gambi- to pytanie zadawane mi jest codzinnie!:) Dom w którym mieszkam, czyli dom Ebou jest wielki, przestronny i chlodny, ale brak tu mebli, żeby posiedzieć nie na ławce przed domem, tylko na kanpie wpadamy to sąsiada, jak później się okaże, wpadamy do sąsiada kilka razy dziennie, codzinnie, powiedzięc dzieńdobry, powiedzieć dobranoc, opowiedziec jak mi się podoba w Gambi, albo jak jest prąd pooglądać wspólnie tv.
W pierwszy dzień na dzieńdobry serwują nam lokalne danie-ryba z ryżem....hmmm do tego kasawa, czyli tutejszy ziemniak, smakuje tak samo, może bardziej korzennie coś bardziej jak gotowana rzepa plus gorzki pomidor-ciekawe, jakis czosnek i gotowana kapusta....pyszne?! no nie wiem....ale chyba czas sie do tego przyzwyczaić.
Mój aktualny nowy dom. Był pusty ale szybki montaż moskitiery, materac, wywalony plecak i działa!
Przed domem.
I tak właśnie spędzamy tutaj czas wolny. Ławka przed domem i obserwacja tego co się dzieje na ulicy przed domem. Zawsze jakieś dziecko sie zjawi, jakiś nowy kumpel przyjdzie napić sie herbaty, przejedzie samochód z wypakowanym bagażnikiem np. motorem?!?!., jakiś powóz z zaprzegnietym osłem sie wywali na zakręcie....sie dzieje:)


Ebou, Natalia i ja.


Radość w lokalnej taxówce do Banjulu-stolicy. Tutaj jeszcze nie wiemy jaki ciekawy dzień nas czeka:)
Banjul. Bagietki pyszne i niedrogie pieczone w lokalnych piekarniach. Do nich napakować można fasolowej pasty i tym samym zapchać się na dzień cały.
Uśmiechnięty prezydent zerka na ciebie z każdego kąta.
Na głowie wiadro, na plecach dziecko. Jeszcze ani razu nie widziałam żeby jedno czy drugie spadło, czy wypadło:)
Kolorowe ciężarówy jak w Indiach, tylko jak słusznie koleżanka Aga zauważyla, brak tylko miliarda ludzi dookoła.
Nie parkować, ale śmiecić wolno.
Plan na dziś przedostać sie na drugą stronę rzeki Gambia, żeby odwiedzić w Bara mame Ebou i jego z dzieciństwa wioskę. Są dwie opcje, pierwsza to prom. Jest jeden z działającym juz tylko jednym silnikiem, płynie 2 godziny, opcja dwa łódź-plynie 40 min. Radośnie i nieświadomie wybieramy łódź. Co się okazuje, łódź nie dopływa zupełnie do brzegu, ma wysoką burtę, a że po co budować pomost....lokalni zanoszą cię na nią na barana(?!) serio??? moja pierwsza reakcja to wejdę sama, nie chce zeby ktos mnie bral na barana!!! Jednak setki ludzi dookoła przekonuje cię, że samemu się nie da i nie wiesz kiedy już cię trzymają za nogi i starają się wejść pod spódnice!!!! lalalallalala.....no dobra....były to najbardziej przerażające 3 minuty w moim życiu. Fale wysokie, pełno lin w wodzie o które mozna sie przewrócić....ale jakoś sie udało....siedzimy na lodzi i myślimy, że będzie trzeba jeszcze z niej jakość zejśc.....lalalal. Jak widać poki co siedzimy same....powoli , powoli łódź zaczyna się zapełniać......

Kanapami, sofami, niektóre zwierzętami....wszytko to było wniesione na barana na nasz aktualny pojazd....
.....


....ludźmi w futrach?!?!.....wszytko to trwalo tyle, że dziesięc razy dostałyśmy udaru slońca, zdążyłysmy się poczuć jak syryjskie uciekinireki, były też momentu śmiechu i grozy, że nigdy nie dopłyniemy na miejsce....
Bara wita nas luksusowym hotelem:)
TV szop.



Tak tu wygladają drogi, tylko przed naszym domem w Brusubi jest asfalt, zazwyczaj wszędzie plaża.
W drodze do mamy Ebou......mijamy lokalny meczet.

W domu chłodno i przyjemnie.
I znowu ryba z ryżem.

Hmmm czy ja kiedyś to polubie, czy poprpstu przestanę jeść?!:)
Rodzinne foto.



Baobab.

Obiecałyśmy sobie, że wrócimy promem, juz bez baranienia się....nie było promu.... brutalna rzeczywistość wrzuciła nas spowrotem na łódź uchodźców.....
Znajdź niepasujący element;).....ale organizacja na calego, łódź nie rusza poki każdy nie ma na sobie kamizelki, szczelnie zapiętej.

Czas na absolutny hit sezonu, taka jestem dumna że zdążyłam to uwiecznić hahahah. Natalia nie zabijaj mnie, ładnie przecież wyszłaś!:)))).....tak właśnie wygląda transport na brzeg.....Bambu me-jak mówią lokalni, czyli ponieś mnie:))) - co myślicie?;)

Tak też wygląda schodzenie.....serio dużo ostatnio przeszlam, ale to i mnie przerosło.
Lalallala przeżyć i zapomnieć i nigdy tego nie robic ponowanie, zwłaszcza w spódnicy!!!




Śniadanie na ganku. Sałatka owocowa i my jak z lat '90....no prawie;)
Olbrzymie mango drzewo...niech się już zacznie sezon!!!!
:)
Pierwsza inwestycja w dom-lustro! jest też juz u nas woda i prąd. Prąd co prawda co jakiś czas, na jakiś czas znika. Zwłaszcza nocą daje to dobry klimat gwiazdy i świece wszędzie-bajka.

Rozwalenie na ganku, za duzo słońca.
Zróbmy sobie artystyczne zdjęcie z nowym lusterkiem:)
Garnek sklep.
Takie właśnie hasło bede głosila podczas mojego pobytu tutaj:) Od jutra zaczynam prace w lokalnej międzynarodowej szkole, a od weekendu startuje ze swoją weekendową szkółką pod wyżej wspomnianym drzewem mango w Sukucie. W programie literowanie banana i dodawanie:))))
Restauracji jest mało i jeszcze nie widziałam, żeby któras była otwarta. Nie licząc tych w turystycznej strefie na Kololi beach. Jest tam może kilometrowy Senegambia strip 7 restauracji dla białych, w tym nawet hinduska knajpa, 3 kluby, w których szaleje sie po nocy i to serio po nocy, impreza zaczyna sie kolo drugiej.  Regge rytm i super tance! Niestety też duzo par ala Pataja w Tajlandi. W ogóle ta część Gambi jest jak Anglia pod względem cen i ludzi. Turystów z plecakiem w tym kraju jest może trzech wliczając w to mnie.


Czwartkowa noc-party noc!!:))) Było super!! to jak sie tu tańczy i samo wyjście do klubu aaaa, nieźle!! Chociaż dj cały czas gada i śpiewa razem z tym co puszcza?! każdy chce ci wcisnąć swój numer telefonu, albo zagadać.......no ale co zrobić....europa tu wpada zakochuje się, a później ściąga do siebie, lub nie....Taka historia wesoła czy smutna, ale się toczy i to nietylko tutaj. Romans taki dziala tak samo jak w tajlandi czy innych częściach świata i jest oknem wypadowym na nowe życie w lepszym, jak im się tutaj wydaje świecie.......
Tutaj też chciałam zauważyc, że gambijczycy tu bardzo atrakcyjny naród. Chłopaki, jak można bylo zobaczyć na zdjeciu "transport z łodzi"...zbudowani tak, że chce się dotknąć;))) z resztą jak jesteś na plazy i leższysz plackiem, to az ci glupio, bo każdy pompuje, biega, ćwiczy....z reszta co tu innego robić! Laski idealne figury, ubrane, zrobione...co prawda każda w peruce....czego nie wiedziałam, ich naturalne włosy to zazwyczaj cztery kłaczki, do ktorych albo doczepiaja coś albo nakładaja codzinnei inne peruki.
Dzień kolejny .... kilkugodzinny spacer plażą.




Jedną z niewielu atrakcji w okolicy jest park małp, położony w buszu przy plaży. Sobie idziesz, jest ci cieplo, a małpy sobie skaczą.
Te oto małpy.
Welcome to the Gambia.....gambia gambia....jak spiewa jedna norweżka z gambijczykiem, na których koncercie mielismy zaszczyt być. Koncert miał co prawda 3-godzinna obsuwę. Na plakacie bylo napisane, że zaczyna sie o 21.00, zaczął sie o 24.00. Gambia time.....nikt tu nie jest na czas. Nawet na taksówkarza mozesz czekać 3 godziny, po czym przyjeżdza jakby nic się nie stało. Tak też było z koncertem na stadionie. Byliśmy po 21.00 i bylismy jako pierwsi. 3 godziny czekania i wyszła blond panna i zaczęla śpiewać gambia gambia....lallala....wszędzie mozna zrobic kariere.

Kolejna niewątpliwa atrakcja to krokodylowe bajoro. Można je nawet dotknąć-ja sobie odpuściłam....dotykanie krokodyla- niespoko.
Szkoła w której uczy Ebou, a ja od jutra będę razem z nim.


W szkole mamy i palmy i bananowce i drzewa mango.
W naszej kuchni, stały element to kondensowane mleko z puszki-hmmm lepsze niż ryba z ryżem.

Ulica przy której mieszkam. Rano jest tu targ warzywny.
Jedno z niewielu wypaśnych internet cafe.
Targ warzywny w Serekundzie.
Kolejna przygoda. Dwudniowa wycieczka do Sitanunku. Wioski położonej na drugiej stronie rzeki, dalej w głąb Gambi. Tym razem jedziemy tam samochodem, więc opcja łódź nie wchodzi w grę...ufff!!!.....bierzemy prom! Na prom ładuje sie wszytko od ciężarówek, przez krowy, kozy, kury i ludzi. Do Sitanunku jedziemy z nowym kolegą, dla Natali nie taki nowy....teraz może kilka słów o tym co tu sie dzieje i dlaczego tu jestem. Natalia, którą podziwiam i którą znam od lat 15 wpada do Gambi już od 6 lat. Zaczeła skromnie, ale dzieki jej oddaniu i wielkiej miłości do Gambi jej organizacja się rozrasta i to co robi jest bez wątpienia wspaniałe! https://www.facebook.com/pages/Kontano-Foundation-For-the-children-of-the-Gambia/145388758860855  Ma świetne pomysły i jeśli ktoś jest zainteresowany o co w tym wszytkim chodzi, a w następnym kroku pomocą w tym co robi Natlia, kieruje na jej fb stronę-Kontano fundacji. Nie bede pisała, że warto pomóc i że pieniądze idą bezpośrednio do dzieci, które na prawdę tego potrzebują, głównie na edukację i że nawet najdrobniejsza pomoc w postaci ubrań, zabawek czy kredek jest tu docenia razy milion!!! Jestem tu wiem i widzę.
Czasem jest tak ze chcesz pomóc, ale nie wiesz jak.....to teraz wiesz!:) skontaktuj się z Natalią lub ze mną-miło jest być miłym - jak mówią gambijczycy:))))
No więc do Sitanunku zabiera nas kolega, ktory pracuje tutaj dla organizacji karmic angels (http://www.karmicangels.org.uk/), budują szkoly w Gambi i odwalają super robotę! Własnie oddali nową szkolę, więc jedziemy do niej, żeby lokalnym dzieciom dostarczyć szczoteczki i pasty do zębów, a przy okazji pokazać jak się to robi.
Jedzie też z nami pewien policjant. W gambi ręka rękę myje, Jest jeden prom z jednym działającym silnikiem...samochodow sznurek....wiec trzeba wiedzieć kogo znać.....


Na promie.
Zakupy w Bara, jak zwykle będzie ryba na kolacje.....lalalla



A oto jak nas przywitała cała wioska w Sitanunku......czegoś takiego też jeszcze nie przeżyłam!!!!
Setki dzieci....
....śpiewy
.... i tańce
....spacer po całej wsi


.....kilkugodzinne przemowy o tym jak się cieszą, że jesteśmy

.....narady i zebrania



.....oklaski
.....jeszcze więcej tańcow
....i kolejny hit sezonu....przerażony noworodek i ja.....
....i natalia....tak dla potrzymania dla nas na jego szczęście.




Przywitanie było tak niesamowite, ze jak w koncu usiadłam to drzemka.
Sitanunku lodge.....http://www.youtube.com/watch?v=SQiYaj5p6Dk......kolejna dobra historia.
Na noc mieliśmy niby zabukowany piekny hotel, połozony nad rzeką....pokoje jak widać luksus!!! Cała idea miejsca jak z bajki i pomysł świetny. Tylko że zapomnieli wybudowac drogę do tego miejsca, albo chcoiaż pomysleć o jakimś transporcie dla potencjalnych turystów. Dookoła hotelu w promieniu 8 km nie ma nic, tylko busz busz busz....jest tak wypasny że raczej buszowych traperow, jesli w ogole tacy są nie stać na pobyt....rzeką też sie nie da dopłynąc....więc sama nie wiem....ale jak mówie miejsce warte 2-dniowego dojazdu z lotniska:) Cisza, spokój i widok taki, że nie potrzeba innych rozrywek. W kazdym razie jakieś niedogadanie i nie zostalismy tam na noc:( Porobiłysmy za to kilka fotek, umyłyśmy rece i twarz i tyle:)i nazod!


Spowrotem we wsi....na szczęście gambijczycy sa tak gościnni, ze nigdy nei ma problemu z noclegiem. Jeden pan oddał nam nawet swoją sypialnie!
Tak wyglądałyśmy po całym dniu....w którym rano zepsuł sie samochód, byl 2 godzinny prom, 2 godz spacer po wsi w upale milion, tańcach, 2 godz przemowach, czekaniu na niewiadomo co, godzinnej drodze przez busz, powrocie z buszu, braku jedzenia i picia.....
Wykonczenie milion!!!! i brak prysznica:)

Szkoła w Sitanunku.




Zębowe warsztaty.






W domu nie ma wody, wszędzie tylko studnie.
W ogrodzie zbudowanym przez lokalne kobiety Sitanunku.

Papryczki chili.
I znowu, jak w Indiach owoc orzeszka nerkowca.

Po drodze do domu zahaczylismy o wioske Kunta Kinte...słynnego niewolnika. Gambia jest krajem, w którym portugalczycy zapoczątkowali niewolnictwo. Pomnik po prawej przedstawia zerwanie z tym wszytkim. Biało-czarna postać-wiadomo, zerwane łancuchy wiadomo, głowa globus pojechana inwencja twórcza autora:)))) W wiosce niewiele jest....pani przewodnik też cięzka i raczej zmęczona słońcem, częściej mowiła jak jej cieplo niz odpowiadała na nasze pytania:) Ale wiadomo warto zawitać w to historyczne miejsce.
Czubaka stwór, wita w kazdym domu, w którym własnie odbyła sie akcja obrzezania.

Na koniec kuchnia w Ebou szkole z której pewnie bede jeśc i jego szkolne dzieci.

Narazie to tyle, jeśli ktos ma jakieś pytania odnosnie pomocy w Afryce-zapraszam. Ile tu będę czas pokaże, no i zapraszam w gości!!!!!:)))

1 komentarz:

  1. Pani Kluseczko . Podziwiam Pani odwagę i zapał. To co Pani robi jest wspanoałe. Systematycznie śledzę wszystkie wpisy. Gambia już mnie zauroczyła. Przede wszystkim dzieci. My byliśmy 2 razy w Keni, w styczniu lecimy do Gambii ( 7 dni Senegal 7 dni Gambia). Chcemy odwiedzić jakąś szkołę. Zawsze zabieramy coś dla dzieci ( tyle ile można zarać do samolotu), ale to i tak nic w porównaniu z tym co Pani robi. Pozdrawiam bardzo gorąco. Aneta.

    OdpowiedzUsuń